Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 22 z dnia 03.06.2014

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
25 lat wolności
Powyborcze notki
Pieniądze na zabytki
A jednak można!
Muzyka i przyroda
Mammografia w Godkowie i Chojnie
Program Dni Chojny
Moryński WOPR już działa
Jedziemy dla Artura
Gmina a bezdomne zwierzęta
Tam Polak z honorem brał ślub (1)
Sport

25 lat wolności

W środę 4 czerwca mija 25 lat od jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Polski. Tego dnia w 1989 roku odbyły się wybory do polskiego parlamentu i choć solidarnościowa opozycja nie mogła w nich startować w pełni demokratycznie, to i tak znokautowała dotychczasową monopolistyczną władzę PZPR, obsadzając wszystkie możliwe do zdobycia mandaty w Sejmie i 99 procent w przywróconym właśnie Senacie. Dzięki temu doszło do powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego - pierwszego niekomunistycznego rządu w całym ówczesnym bloku wschodnim, podporządkowanym Związkowi Radzieckiemu. PZPR pierwotnie nie zamierzała oddać władzy, ale po wyborach z 4 czerwca (ich wynik był szokiem, bo wtedy nie robiono jeszcze precyzyjnych sondaży) rozwój wydarzeń wymknął się spod kontroli.

Teraz nie brakuje „mądrych” i „odważnych”, którzy twierdzą, że skoro w 1989 roku PZPR była tak słaba, to nie trzeba było się z nią układać, tylko ją zdecydowanie obalić. Ale wówczas tak to nie wyglądało. Wynik czerwcowych wyborów był zaskoczeniem nie tylko dla PZPR, ale i dla Solidarności, która przestraszyła się rozmiarów swego sukcesu. Stąpaliśmy po bardzo kruchym lodzie i nie wiedzieliśmy, co czeka nas na brzegu. 30 maja 1989 roku miałem zaszczyt prowadzić w Chojnie przedwyborczy wiec kandydatów Solidarności do parlamentu. Odbywał się on w nieistniejącym już amfiteatrze koło ówczesnego kina (dziś tam jest targowisko). Delektowaliśmy się wolnością, bo taki wiec jeszcze kilka tygodni wcześniej był nie do pomyślenia w żadnym miejscu Polski. Na wysokiej scenie prezentowałem kandydatów (wkrótce zostali senatorami i posłami, a jeden nawet ministrem) i dobrze widziałem stamtąd ulicę Jagiellońską, po której ze wzmożoną częstotliwością jeździły radzieckie ciężarówki wojskowe z pobliskiego lotniska. Za parę tygodni słychać było nawoływania komunistycznych przywódców niektórych europejskich państw do zaprowadzenia „porządku” w Polsce. W październiku w Moskwie Gorbaczow, choć był autorem pierestrojki (ale nie zakładał upadku socjalizmu), beształ ówczesnego I sekretarza PZPR Rakowskiego za oddanie władzy: „Kto w Warszawie nawarzył kaszy? A miało być inaczej”. Wielką przestrogą były dla nas dramatyczne wydarzenia z końca 1989 r. w Rumunii, pokazujące, że przemiany mogą być też bardzo krwawe. Potem, w 1991 r. roku dowódca stacjonującej w Polsce Północnej Grupy Wojsk Radzieckich gen. Wiktor Dubynin złożył buńczuczne oświadczenie, z którego wcale nie wynikało, że 60 tysięcy sowieckich żołnierzy szybko i bez problemów opuści nasz kraj (pisaliśmy o tym w „Gazecie Chojeńskiej” z 27 stycznia 1991 r. w tekście „Imperium kontratakuje”). Dubynin oznajmił, że Armia Radziecka wyjdzie z Polski, kiedy uzna to za stosowne. Dokładnie w tym czasie sowieckie wojska próbowały stłumić w Wilnie litewskie dążenia niepodległościowe (zginęło kilkunastu cywilów, setki było rannych). W sierpniu 1991 r. był jeszcze nieudany, wymierzony w Gorbaczowa zamach stanu w Moskwie (pucz Janajewa), przygotowany m.in. przez ministrów obrony i spraw wewnętrznych oraz szefa KGB, którzy chcieli powrotu totalitarnej władzy komunistów.
Widać więc, że wtedy nic nie było oczywiste, zwłaszcza iż Polska jako pierwsza szła nieprzetartym szlakiem. Wielkim sukcesem było to, że do wolności doszliśmy bez przelania nawet kropli krwi. A wcale tak być nie musiało...

To smutne, że dziś, właśnie dzięki wywalczonej 25 lat temu demokracji, część Polaków demokratycznie popiera tych, którzy chcą demokrację zniszczyć. Wyrażają nawet podziw dla Putina, mimo że według niego największą katastrofą XX wieku był upadek Związku Radzieckiego. A przecież gdyby nie upadł, to nie mielibyśmy wolnej Polski. Dziś wielu z nas, zwłaszcza młodych, przyzwyczaiło się do wartości demokratycznych na tyle, że uważa je za wieczne - jak powietrze. W rzeczywistości trzeba je nieustannie pielęgnować. Z demokracją i wolnością jest jak ze zdrowiem: ile je można cenić, ten tylko się dowie, kto je stracił.

25 lat wolności przyniosło radość, ale i problemy, dramat upadających niewydolnych zakładów, ból tracących pracę ludzi. Ale wszystko to - zarówno blaski, jak i cienie - mogliśmy zapisywać już na własne konto, a nie ciągle mówić, że to „oni” i „przez nich”. Choćby tylko z tego względu staliśmy się narodem dojrzalszym. To najważniejsza różnica z tym, co było przedtem. Wolność dała nam odpowiedzialność za los nasz i naszego kraju, a to nielekkie brzemię. Dlatego nierzadkie jest zjawisko ucieczki od wolności z tęsknoty za jakąś instancją, np. autorytarnym władcą, który zdejmie z nas odpowiedzialność, wyręczając w podejmowaniu ważnych decyzji. Ale nikt nie obiecywał, że wolność będzie łatwa.

4 czerwca 1989 roku (wraz z następującym po nim dniem, gdy znane były już wyniki wyborów) to jeden z kilku najszczęśliwszych momentów mojego życia. I tego uczucia nie dam sobie odebrać przez tych, którzy Okrągły Stół i tamte wybory próbują dziś deprecjonować.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska