Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 07 z dnia 16.02.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Włóczykij coraz bliżej
Powiat mocny, gminy słabsze
Kto inwestuje, ten odzyskuje
Robić błędy czy je naprawiać?
Co zamiast testów?
Kto będzie sołtysem roku?
Zostań jednoprocentowym darczyńcą!
Sport

Robić błędy czy je naprawiać?

Głos w dyskusji „Gazety Chojeńskiej”

Jak mówił angielski pisarz Chesterton, postęp polega na tym, żeby popełniać ciągle nowe błędy, a konserwatyzm na tym, żeby pod żadnym pozorem nie pozwolić naprawić starych błędów. Słowa te padły na początku XX wieku. Minęło sto lat, ale w dyskursie medialnym wyraźnie widać, że obie te postawy ciągle ścierają się ze sobą i mają taki sam kształt, jaki miały w czasach Chestertona. Jest to też wyraźnie widoczne w dyskusji, która toczy się w „Gazecie Chojeńskiej” – dyskusji na temat tożsamości i stosunku do Innego. Mamy w niej dwie wyraźnie wyodrębnione strony sporu. W pewnym uproszczeniu jedną z nich, reprezentowaną przez Michała Gierkego (nr 51-52 z 2015 r. i nr 4 z 2016 r. i Roberta Ryssa (nr 46 i 49/2015 oraz 6/2016), można nazwać „postępową”, a drugą, reprezentowaną przez Tomasza Zgodę (nr 3/2016) i Mariusza Moskę (nr 5/2016) – „konserwatywną”. Choć jestem z pochodzenia zachodnim Pomorzaninem, obecnie od Chojny i Szczecina dzieli mnie spora fizyczna odległość – a zatem także na spór wyżej wymienionych stron pozwolę sobie spojrzeć z pewnego dystansu. Nie można bowiem żadnej ze stron odmówić częściowej słuszności, ale także jedna i druga strona nie ustrzegła się przed pewnymi pułapkami.


Kim jesteśmy?
Pierwszy wątek kierunkowy można podsumować pytaniem: „Kim jesteśmy”? Jest to przede wszystkim pytanie o tożsamość Polaków, Europejczyków, a także w pewnym stopniu (co dotyczy zwłaszcza artykułu Roberta Ryssa pt. „Tożsamość lokalna w budowie” w nr. 46/2015) o tożsamość chojnian i zachodnich Pomorzan. Michał Gierke pyta („Czego warto bronić?” - nr 51-52/2015), czy możemy mówić o Europie chrześcijańskiej. Patrząc z lotu ptaka na dyskusję, zadałbym dodatkowo pytanie, czy można mówić o chrześcijańskiej Polsce i o chrześcijańskim Pomorzu Zachodnim.
Z jednej strony nie mogę zgodzić się z M. Gierkem, gdy mówi, że używanie przymiotnika „chrześcijański” w tym kontekście jest anachronizmem. W pewnym znaczeniu bowiem fundamenty kultury europejskiej pozostają chrześcijańskie. Nawet obecny pluralizm religijny i świecki charakter państwa w dużej mierze wynika z chrześcijaństwa i powstał na jego bazie. Po pierwsze, historycznie rzecz biorąc, chrześcijaństwo było religią oferującą rewolucyjnie liberalne rozwiązania. Podziały wszelkiego rodzaju unieważnia św. Paweł, pisząc w liście do Kolosan: „A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus”. Choćby prawa kobiet w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich były dużo większe niż w otaczających te wspólnoty społecznościach i państwach. Drugą przyczynę opisuje amerykański socjolog Peter L. Berger w „Świętym baldachimie” – chrześcijaństwo jest religią Boga transcendentnego, który nie jest obecny w świecie w bezpośredni sposób, o którym mówili poganie – czyli w sposób magiczny, w siłach przyrody itp. A zatem to chrześcijaństwo otworzyło drogę do dzisiejszego społeczeństwa świeckiego.


Którzy imigranci? Którzy muzułmanie?
Z drugiej strony jednak z chrześcijańskich korzeni nie musi zawsze wynikać sceptycyzm wobec przyjmowania „obcej kulturowo ludności”. I tu pojawia się drugi wątek kierunkowy w dyskusji. Tomasz Zgoda dokonuje nieuprawnionego uogólnienia, twierdząc, że ludność ta „nie szanuje praw, religii i zwyczajów krajów, do których przebywa”. Nie można oczywiście zaprzeczyć, że istnieją jednostki, które tego szacunku nie mają. Ale jaki odsetek imigrantów te osoby stanowią? Czy to faktycznie większość? Czy mamy do czynienia, jak mówi M. Gierke, z „wykrwawiającymi się ludźmi”, czy z ludźmi agresywnymi, którzy zagrażają europejskiemu porządkowi? Na to pytanie trudno znaleźć rzetelną odpowiedź. Winę za to ponoszą niestety media, szukające przede wszystkim sensacji i tez, które będą dobrze wpisywały się w wizję jednej z wojujących stron. Z jednej strony epatuje się obrazami ginących uchodźczych dzieci, z drugiej – okrutnymi i nieraz odgrzewanymi od lat historiami o przerażających zbrodniach dokonywanych przez muzułmanów. Mariusz Moska, prawdopodobnie przyjmujący za dobrą monetę te historie, dokonuje uogólnień idących dużo dalej niż w przypadku Tomasza Zgody. Pisze na przykład, że w kulturze islamu kobiety są „rzeczami”, „niemającymi prawa spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy, które to przez fakt niezasłaniania twarzy same proszą się o gwałt”, konkludując po chwili, że „cywilizacja tych ludzi tkwi wciąż w X wieku”. Szanowny panie Mariuszu, po pierwsze mówi pan o 1,5 miliarda ludzi. Po drugie, czy był pan kiedykolwiek w kraju islamskim (nie mówię o wycieczce all inclusive w Egipcie)? Ja byłem m.in. dwa tygodnie w Azerbejdżanie i kilka dni w Tunezji (jeden i drugi wyjazd zawodowy), rozmawiałem zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, i zaręczam, że mocno by się pan zdziwił…


Nie grozi nam islamska kolonizacja
Jedni wynajdują rzekome dowody na plany muzułmańskiej inwazji i kolonizacji Europy; inni pokazują zdjęcia martwych dzieci i podnoszą larum dotyczące rzekomego faszyzmu i ksenofobii. Tymczasem nie zwracamy uwagi na kilka istotnych spraw.
Polska w porównaniu do Zachodu jest krajem biednym, nasze pensje są kilkakrotnie niższe niż w większości krajów Zachodu, pracy nie ma, więc lęk o to, że może nam być gorzej, gdy będziemy pomagali uchodźcom, jest w jakimś stopniu zrozumiały. Oczywiście wynika on także ze stereotypów, ale obawiam się, że ten lęk nie może zostać zniwelowany przez pogardę dla „faszystów i ksenofobów” (z tym większą radością przyjmuję kulturalny język dyskusji w „Gazecie Chojeńskiej”). Z pewnością ta ksenofobia w społeczeństwie polskim występuje, ale nie zniweluje się jej przy pomocy grożenia palcem.
Jeśli ktoś pytałby o moje zdanie na ten temat… Trzeba ratować życie, więc uchodźcy – tak, a imigranci zarobkowi niekoniecznie, a dokładnie: pod różnymi warunkami. Pomoc innym nie może oznaczać wyniszczenia samych siebie. Pewne warunki stawiają nawet najbardziej liberalne kraje Zachodu (ostatnio zaostrza je np. Dania czy Austria). USA nadal nie wpuszcza Polaków na dłuższe zarobkowe pobyty i nikt nie wyrzuca Amerykanom z tego powodu faszyzmu czy ksenofobii. Z drugiej strony nie bardzo wiem, dlaczego miałaby nam grozić kolonizacja. Jeżeli odwołujemy się do zapaści demograficznej, to sami musimy rozwiązać ten problem. Zamknięcie granic nie spowoduje, że w Europie zacznie się rodzić więcej dzieci. Drugi argument: uchodźcy będą nas masowo nawracać na islam. A czy do tej pory masowo nawrócili jakikolwiek kraj europejski? Jeżeli znamy islam tylko w wybiórczej wersji mediów, a nie znamy ludzi, to każdy muzułmanin może nam się kojarzyć z terrorystą. W każdej religii są grupy bardziej i mniej radykalne. Nigdzie nie widziałem dowodu, że właśnie ci, którzy uciekają przed ISIS, zamierzają kolonizować Europę. A samo wnioskowanie na podstawie tego, że ktoś jest muzułmaninem, nie jest poprawne.

A zatem najważniejsze przesłanie, jakie chcę przekazać, to apel do mediów o obiektywizm. Bardzo brakuje chłodnego i zdystansowanego podejścia w tej sprawie. Media szukające sensacji nie będą w stanie Polakom rzetelnie powiedzieć, co możemy tak naprawdę stracić, a co zyskać na przyjmowaniu różnych grup imigrantów (w tym uchodźców). Obiektywne analizy są rzadkością (jako jeden z wyjątków polecam tu wywiad z dr Karoliną Majdzińską z SGH w „Kierunkach Zmian” nr 1/2015 – www.kierunkizmian.pl). Na co dzień jednak mało kto dokładnie wie, ile możemy zyskać, a ile stracić. A lęk – jak mówi Antoni Kępiński – jest zawsze lękiem przed nieznanym. Zatem życzę wszystkim zaangażowanym w dyskusję odwagi i rzetelnej analizy.
Jarema Piekutowski


Tytuł od autora, śródtytuły od redakcji. Autor jest socjologiem, publicystą (m.in. „Więź”, „eSPe”, Dystrybucjonizm.pl, „Trzeci Sektor”), prowadzi własną firmę Liber, współpracuje m.in. z Uniwersytetem Warszawskim i Fundacją Rozwoju Demokracji Lokalnej. Pochodzi ze Szczecina, a obecnie mieszka w Warszawie. W 2013 r. opublikował powieść biograficzną pt. „G.K. Chesterton. Geniusz ortodoksji”.

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska