Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 10 z dnia 08.03.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Podróżujący domator
Pieniądze na remont dachu
Żywa encyklopedia
Rowerem do Lizbony? A czemu nie?
Niechciane prezenty
Chojna twardo przeciw ZGDO
Cedynia i Mieszkowice razem
Emocje w Moryniu
Ołówkiem i pędzlem
Sport

Podróżujący domator

W niedzielę zakończył się 10. Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży „Włóczykij” w Gryfinie. Dzisiaj nasza relacja ze spotkania z Andrzejem Stasiukiem, który mimo wielu swych wędrówek, raczej słabo zna nasze tereny, bo są dla niego za bardzo... na zachód. Ale obiecał poprawę. Do Włóczykija będziemy jeszcze wracać.


Andrzej Stasiuk – z talentu pisarz i poeta, z zamiłowania „podróżujący domator” (jako że trzy tygodnie poza domem to dla niego stanowczo za dużo) – był 29 lutego gościem jubileuszowego Włóczykija w Gryfinie. Z tej okazji starał się przekonać wszystkich amatorów podróży (nie tylko za jeden uśmiech), że on na miano prawdziwego włóczęgi stanowczo nie zasłużył. „Mnie w podróżowaniu ciekawi droga, pejzaż, a przede wszystkim to, co dany kraj robi z moim umysłem i świadomością”. Tym zdaniem autor „Dukli” już na samym początku rozmowy jasno postawił sprawę: obserwuję, poznaję, zachwycam się, podróżuję – ale podróżnikiem nie jestem.

Jak przystało na prawdziwego nie-podróżnika, chwile uwiecznia na dyktafonie. Wierzy, podobnie jak niektóre afrykańskie plemiona, że fotografia kradnie dusze – dlatego jeśli już pstryka zdjęcia, są to krajobrazy, rzadko, a praktycznie wcale, ludzie.
Przez wiele lat był zakochany w Rumunii, i to z wzajemnością (posiada honorowe obywatelstwo jednej z rumuńskich wsi). Poświęcił temu krajowi jedną ze swoich powieści – „Jadąc do Babadag”. Na pytanie, dlaczego akurat kierował się na południe Europy, odparł: „Żeby nie ogłupieć od Zachodu”. Większość jego książek poświęcona jest właśnie krajom dawnego komunizmu, który go fascynuje. Jak sam twierdzi: „Jest coś we mnie z Ruska”. Może dlatego tak fantastycznie potrafi oddać klimat krajów, które w naszej mentalności uznawane są za gorsze.
Zapytany o miejsca, których z całą pewnością nie odwiedzi, wskazał Afrykę. Mimo jej całej okazałości i zdolności do – jak sam określił – intelektualnego zapładniania, nigdy na tym kontynencie się nie zatrzyma. Dlaczego? „Nie ma między nami chemii” – odpowiada prosto z mostu.
Z równie rozbrajającą szczerością przyznał, jak po pijanemu, razem z przyjacielem i żoną – Moniką Sznajderman, wpadł na pomysł założenia Wydawnictwa Czarne, głównie po to, by samemu wydawać swoje książki. Dzięki takiemu rozwiązaniu chce wydawać literaturę, której nie będzie się wstydził i którą zawsze chciał przeczytać.

Pytany o swój styl, stwierdził, że to nie on go tworzy, tylko opowieść, która w danej chwili powstaje – on się jedynie poddaje chwili. Fascynuje go otaczająca rzeczywistość, z której czerpie całymi garściami. I tak „Mury Hebronu” są zlepkiem opowieści z jednej celi, które utkwiły Stasiukowi w pamięci podczas pobytu w więzieniu w Stargardzie Szczecińskim, a po latach znalazły miejsce w wyżej wspomnianej książce.
Pisarz dzięki swoim powieściom stworzył coś na kształt mody podróżowania na Bałkany – jeden ze słuchaczy przyznał, że Rumunię odwiedził pod wpływem „Jadąc do Babadag” i wyjazd ten bynajmniej nie miał w sobie nic z klasycznych wakacyjnych wojaży.

Jak się więc podróżuje „na Stasiuka”? Będą potrzebne: jedna fura (marka, rocznik, kolor bez znaczenia), obowiązkowo płyta z amerykańskim rockiem (absolutnie nie mylić z brytyjskim), oczy szeroko otwarte, ciekawy pejzaż. Czynności po kolei: wsiąść do fury, ustawić płytę z amerykańskim rockiem na pełen regulator, obrać kierunek (najlepiej sprawdza się w tym przypadku postkomunistyczna Europa, bo tam tanio zatankujemy paliwo) i jechać, jechać przed siebie aż do momentu, gdy przyjdzie nam zadać sobie jedno proste pytanie: „Co ja tu, k**** robię?”.
Marta Walkowiak
(fot. Robert Ryss)


Andrzej Stasiuk (ur. w 1960 r. w Warszawie) jest jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych, a także poetą, publicystą, wydawcą. W latach osiemdziesiątych XX wieku zaangażowany był w działalność opozycyjnego pacyfistycznego Ruchu Wolność i Pokój. Za dezercję z wojska spędził półtora roku w więzieniu. W połowie lat 80. przeniósł się z Warszawy w Beskid Niski (do Czarnego, a potem do Wołowca), gdzie mieszka do dziś. W 1992 r. ukazała się jego debiutancka powieść „Mury Hebronu”, oparta na doświadczeniach więziennych. Potem napisał m.in. takie książki, jak: „Biały kruk”, „Opowieści galicyjskie”, „Dukla”, „Tekturowy samolot”, „Zima”, „Taksim”, „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach”, „Wschód”. Określa się go często jako piewcę uroków południowo-wschodniej prowincji. Jest zdobywcą najpoważniejszych laurów pisarskich, w tym Nagrody Fundacji im. Kościelskich i Nagrody Literackiej „Nike”. Jego książki przetłumaczono na wiele języków świata. Jest też autorem felietonów, m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Razem z żoną – Moniką Sznajderman założył Wydawnictwo Czarne, które szybko zyskało dużą renomę, publikując głównie literaturę środkowoeuropejską, w tym takich autorów, jak: Henryk Grynberg, Tomasz Piątek, Mariusz Szczygieł, Marcin Świetlicki, Krzysztof Varga, Jurij Andruchowycz, Herta Müller, Martin Pollack, Dubravka Ugrešić.

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska