Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 06 z dnia 07.02.2017

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Złóż życzenia walentynkowe!
Rząd likwiduje gimnazja, a gminy mają problemy
Jednak jest zamiar likwidacji SP Gogolice
Bilety na Włóczykija
Niedoszła przychodnia wreszcie sprzedana
Szlachetne zdrowie…
O zabytkach w gminie Moryń
Tak pomaga Trzcińsko-Zdrój
Nasz PUP wyróżniony
Sport

Szlachetne zdrowie…

Medycyna naturalna, zwana także alternatywną, przez pewien czas została uśpiona w świadomości rozwijającego się w zawrotnym tempie społeczeństwa XXI wieku. Jeszcze do niedawna nasze babki z powodzeniem stosowały np. ziołolecznictwo, aby nie tylko hamować rozwój choroby, ale również zapobiegać wszelkim infekcjom. Ta oraz szereg innych metod mogły iść w parze z medycyną współczesną – pod warunkiem że nie wykluczały się nawzajem. Obserwowana ostatnimi czasy wśród pacjentów tendencja do szukania alternatywnych metod leczenia poświadcza, że ich działanie może znacznie przewyższać dokonania lekarzy szpitalnych. Współcześnie szukanie szeptuch czy zielarek nie ma sensu – całą potrzebną wiedzę możemy czerpać z Internetu. Jej komplementarne zastosowanie z leczeniem klasycznym może dać niepomiernie większe efekty.

Czym więc jest leczenie naturalne? W skrócie można by je opisać jako oddziaływanie na ciało i psychikę – zdrowie jest to bowiem równowaga ciała i umysłu. Sama medycyna wpływa na nasze zdrowie w zaledwie 10 proc., o ponad połowie decydujemy my sami – nasz sposób życia, odżywiania, aktywności itp., pozostałą część zajmuje środowisko i predyspozycje genetyczne. Istnieje wiele alternatywnych sposobów leczenia. Możemy mówić o homeopatii, aromaterapii, akupunkturze czy bioenergoterapii.

Moja przygoda z niekonwencjonalnymi sposobami pozbywania się chorób zaczęła się niedawno. Naturalne kosmetyki i próba zmiany diety na zdrowszą pociągnęły za sobą poszukiwania alternatywy dla medykamentów przepisywanych przez lekarzy. W tym czasie usłyszałam o technologii LifeWave i jej produktach, działających już od „pierwszego nalepienia” (o tym szerzej za chwilę). Za namową gorącej zwolenniczki tej metody leczenia - Cecylii Nosal (mieszkanki Chojny) wzięłam udział w warsztatach w Barlinku, które miały na celu przybliżyć i wyjaśnić działanie plastrów naskórnych, stosowanych w tej metodzie walki o zdrowie. Prowadzący Alex Nogieć obrazowo tłumaczył działanie naszych organizmów, w których występują odpowiednie wibracje. Jeśli jakiś organ zaczyna funkcjonować wbrew istniejącemu porządkowi wskutek zablokowania przepływu energii, w naszym ciele fizycznym objawia się to chorobą lub innymi objawami. Stąd stworzenie nanoplastrów, które początkowo miały służyć wojsku Stanów Zjednoczonych, a teraz są używane przez sportowców, ludzi nauki i nas – zwykłych orędowników zdrowego trybu życia.

O co właściwie chodzi w tych plastrach? Technologia ta powstała po ponad trzech intensywnych latach badań, które amerykański naukowiec David Schmidt prowadził nad naturalnymi sposobami zwiększenia energii i wytrzymałości przez studiowanie bezprzewodowej komunikacji z komórkami ludzkiego ciała. Stwierdził również, że jesteśmy w stanie aktywować sami nasz organizm do samoleczenia, do zwiększenia poziomu energii, do usuwania toksyn i metali ciężkich i itp. Dlatego naklejenie plastrów stymuluje punkty energetyczne naszego ciała, które w tradycyjnej medycynie Wschodu nazywane są punktami akupunktury lub meridianami. Dzięki delikatnej stymulacji określonych kanałów energetycznych usprawniony zostaje przepływ energii, a tym samym cały układ komunikacji naszego ciała. Wskutek naklejenia plasterka na odpowiedni punkt możemy pozbyć się chronicznego bólu, stresu czy zwiększyć poziom koncentracji.
Na wejściu przyklejono mi więc Aeon – plaster przeznaczony dla osób żyjących w ciągłym stresie, przepracowanych i cierpiących z powodu złego samopoczucia. Po kilkunastu minutach, gdy zaczęłam niepokojąco często ziewać, uświadomiono mnie, że mój organizm właśnie się wyluzował, a zmęczenie jest objawem opuszczających mnie nerwów. Sama nie wiem, ile w tym efektu placebo, a ile rzeczywistej medycyny, ale po ponad godzinie czułam się naprawdę wyluzowana i spokojna.

Mimo że warsztatowa grupa była niewielka, to atmosfera panująca w niej wręcz zachęcała do dalszych spotkań i wymiany poglądów w użytkowaniu plasterków. To moje pierwsze doświadczenie z tego typu medycyną i zapewne nie ostatnie, a plasterki okazują się rewelacyjną, bezinwazyjną metodą, która nawet jeżeli nie pomoże (pamiętać należy o odpowiednim nastawieniu ducha), to na pewno nie zaszkodzi.
Marta Walkowiak

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska