Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 19 z dnia 09.05.2017

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kolekcjonerzy barbarzyńcy
Który prezydent był na żołnierskim cmentarzu?
Jedyne takie miejsce w Swobnicy
Pionier regionalizmu
Bieg i dzień z templariuszami
Straż Graniczna w akcji
Godni w Europie
Biblioteka. Oczywiście!
Sport

Który prezydent był na żołnierskim cmentarzu?

(fot. mw)
Przed tygodniem przytaczaliśmy słowa prezydenta Andrzeja Dudy, wypowiedziane 29 kwietnia na Siekierkowskim Cmentarzu Wojennym 1 Armii Wojska Polskiego w Starych Łysogórkach podczas obchodów 72. rocznicy forsowania Odry. „Krwi przelanej za ojczyznę nie wolno w żaden sposób dzielić i nie wolno w żaden sposób dzielić tych, którzy za ojczyznę polegli. Czy szli ze wschodu, czy z zachodu, ci żołnierze szli po to, by Polska była wolna – o nią walczyli i za nią ginęli. Jesteśmy tu, na tym cmentarzu, gdzie spoczywają żołnierze, z których krwi powstała wolna Polska – ta, która jest tu i teraz, dzisiaj! Nie byłoby jej tutaj, na tej ziemi, gdyby nie tamta przelana krew. Z ich śmierci tutaj, na polach nad Odrą i w nurtach rzeki, narodziła się Polska oraz ta ziemia dla Polski. I to, że gdy oni tędy przeszli, za nimi mogli przyjechać na tę ziemię ich rodacy – osiedlić się tutaj, pracować, budować swoje szczęście, byt swoich rodzin” - powiedział prezydent.


Nietrudno było przewidzieć, iż jego słowa wywołają kontrowersje w jego własnym mateczniku, czyli na prawicy. Długo nie trzeba było czekać, bo jeszcze tego samego dnia członek Kolegium IPN i dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz ostro skrytykował Dudę, pisząc na portalu społecznościowym m.in.: „Nie akceptuję honorowania LWP i PRL, tej niezgodnej z prawdą historyczną nowomowy III RP o »wyznaczaniu zachodniego krańca naszego państwa« i różnych żołnierskich drogach. Czyli II Korpus Andersa czy podziemie niepodległościowe, zwalczane dokładnie przez formacje LWP forsujące Odrę, biły się o to samo? Z szacunku dla Głowy Państwa nic więcej nie napiszę! Takich bandyckich formacji LWP nigdy czcił nie będę!” - oświadczył Cenckiewicz.


Nazajutrz, czyli 30 kwietnia, publiczna (dziś znaczy narodowa) telewizja TVP Historia wyemitowała z prezydentem wywiad, w którym mówił on już w zupełnie innym tonie. Co prawda powiedział tam, że żołnierzy poległych w Siekierkach nie można nazwać PRL-owską czernią. „Nigdy bym się z tym nie zgodził. W Siekierkach nad Odrą czy w innych miejscach leżą żołnierze, którzy walczyli o wolną Polskę. I absolutnie nie pozwolę kalać ich imienia tylko dlatego, że byli w armii, która później stała się Ludowym Wojskiem Polskim”. Jednak ogólnie w wywiadzie dominuje ton konfrontacji i sławnego (a raczej niesławnego) dzielenia Polaków na lepszy i gorszy sort. Na przykład takimi słowami prezydenta: „Bardzo wiele wpływowych miejsc we współczesnej Polsce, w mediach i różnych innych wpływowych instytucjach, fundacjach itd. zajmują osoby, których rodzice czy dziadkowie aktywnie walczyli z Żołnierzami Wyklętymi w ramach utrwalania ustroju komunistycznego. Czyli krótko mówiąc: byli zdrajcami, dzisiaj byśmy tak powiedzieli wprost – ja w każdym razie bym tak powiedział. Trudno się w związku z tym dziwić, że oni nie są zainteresowani tym, żeby Żołnierze Niezłomni byli nazywani bohaterami i żeby pokazywać tę prawdę, kto tu rzeczywiście walczył o wolną Polskę, a kto ją oddawał w sowieckie ręce i był sowieckim namiestnikiem w naszym kraju”.

Przez wiele miesięcy Andrzej Duda spotykał się z krytyką, że jako prezydent funkcjonuje niczym marionetka, nie mówiąc własnym głosem. Ale gdy przemówił, to jest jeszcze gorzej - dla niego, a przede wszystkim dla Polski. W wywiadzie powiela fantazje o „pedagogice wstydu” - jakoby lansowanej w III RP aż do rządów PiS-u, choć przecież w rzeczywistości była to pedagogika normalności, czyli normalnego, otwartego, dojrzałego, niedogmatycznego, poważnego i odważnego spojrzenia na historię własnego kraju. Wiernie powtarza również tezy swego kreatora i patrona - Jarosława Kaczyńskiego, który usilnie przekonuje Polaków, że dopiero od czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego i od władzy PiS-u zaczęło się w Polsce dbanie o pamięć historyczną i o narodowych bohaterów. Prezydent twórczo rozwija też pisowskie fantasmagorie o dziedziczeniu po rodzicach i dziadkach „genu zdrady”. Spod tej pseudopatriotycznej maski wyziera trudna do ukrycia obłudna chęć piętnowania przeciwników politycznych, bo nic nie słychać, by PiS zamierzał przeprowadzić dekomunizację we własnych szeregach. To dalszy ciąg obrzydliwej propagandy, usiłującej wmówić „ciemnemu ludowi”, że rządy PiS-u nie podobają się wyłącznie dawnym komunistom, ubekom, złodziejom - czyli „gorszemu sortowi”. Absurdalność takich zarzutów widać choćby w tym, że przeciw dewastowaniu Polski przez obecną władzę protestuje mnóstwo osób, które stały w pierwszym szeregu antykomunistycznej opozycji i cierpiały za to w więzieniu. Poza tym zakładając nawet, że ktoś miał dziadków komunistów (cokolwiek to słowo znaczy), to obwinianie potomków za grzechy przodków jest niezasadne, nieracjonalne i nieetyczne (to bardzo delikatne i kulturalne określenia). Co ciekawe, Andrzej Duda nie wyjaśnia, jak to jest z tym genem zdrady wśród jego najbliższych - wszak teść i szwagier ostro sprzeciwiają się poczynaniom obecnej władzy.

Żałować należy, że prezydent Polski nie chce się wznieść nad swą partyjną propagandę i bardzo pospolite, uproszczone, dziecinne wizje patriotyzmu (czy raczej hurrapatriotyzmu albo patriotycznego kiczu), rodem z czytanek dla pierwszoklasistów. Szkoda, że bardziej nie waży słów. Wręcz przeciwnie, wprost wyznał, że „nigdy nie będzie prezydentem wszystkich Polaków”, bo to niemożliwe, by zaspokoił - jak się wyraził - „widzimisię każdego obywatela z 38 milionów naszych rodaków”. Każdego - tak, tu ma rację, ale absolutnie jej nie ma, gdy jako widzimisię określa punkt widzenia wielu milionów zatroskanych o ojczyznę Polaków. Mało tego, rzuca tym milionom w twarz insynuacje i nieuzasadnione zarzuty, próbując w tym przelicytować swego patrona (co jest raczej syzyfowym wysiłkiem). Szkoda też, że prezydent tak boleśnie rozmija się z opublikowanym w tym samym czasie (28 kwietnia) dokumentem Episkopatu Polski, nie dostrzegając zagrożeń płynących z kwitnącego dziś - także bardzo blisko siebie - nacjonalizmu, będącego - jak przypominają biskupi - antychrześcijańską herezją i przeciwieństwem patriotyzmu.

Prezydent nie chce? Nie może? Nie potrafi? Trudno powiedzieć, która odpowiedź będzie smutniejsza.


Który prezydent jest prawdziwy? Ten z nadodrzańskiego cmentarza czy ten z TVP Historia? A może jeszcze inny? I czy w ogóle jest jakiś prawdziwy prezydent Duda?
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska