Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 18 z dnia 01.05.2018

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Sołtysi protestują przeciw nowym obowiązkom
Pieniądze na mury i drogę
Mieszkanie burmistrza nadal zapalne
Nie dla wszystkich są bohaterami
Znów między kulturą a naturą
Kolejny skarbnik
Sport

Nie dla wszystkich są bohaterami

Kontrowersje wokół tzw. żołnierzy wyklętych cały czas wywołują rozmaite reakcje. Jedna z nich dotyczy Chojny. Prof. dr hab. Jan Chochorowski - kierownik Zakładu Archeologii Epoki Brązu na Uniwersytecie Jagiellońskim (w latach 1996-2008 dyrektor Instytutu Archeologii UJ) natrafił w Internecie na akcję „Zwykły bohater – Jan Libront”, realizowaną parę lat temu przez Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Chojnie w ramach projektu Instytutu Pamięci Narodowej „Kamienie Pamięci” pod hasłem „Historie żołnierzy wyklętych”. W tej sprawie krakowski profesor napisał zarówno do szkoły w Chojnie, jak i do naszej gazety. Oto treść listu:


Tak się składa, iż historia działalności Jana Libronta i jego brata Stanisława (tudzież paru innych ich kolegów, których nazwiska są mi znane, ale w tym kontekście nie mają one znaczenia), utrwaliła się w pamięci mieszkańców Biesnej [powiat gorlicki, woj. małopolskie], w której urodził się Jan Libront, a także okolicznych wiosek. Ja znam ją z opowieści mojej mamy (zmarła niedawno w wieku prawie 102 lat, ciesząc się do końca znakomitą pamięcią), starszego rodzeństwa, a i sam również dobrze pamiętam jedną z ostatnich obław na tzw. bandytów lub bandziorów (jak ich nazywano w okolicy), która objęła także mój rodzinny dom, sąsiadujący z domem p. Librontów, w lecie 1953 lub 1954 roku. To określenie „bandyci” nie jest przypadkowe: była to grupa bardzo młodych ludzi, którzy mając łatwy dostęp do broni i perspektywę lekkiego życia w niezwykle trudnych ekonomicznie w tej okolicy latach powojennych, zajmowała się głównie rabunkiem, wymuszając przy tym groźbami „pomoc” (schronienie, żywność, pieniądze) na okolicznych mieszkańcach. Bracia Librontowie odpowiedzialni są np. osobiście za śmierć żony sklepikarza p. Bogusza z sąsiedniej wsi Siedliska (na tzw. Uboczu), w czasie rabowania przez nich jego sklepu. Strzał oddany po rozpoznaniu przez właściciela sklepu jednego z rabusiów (w czasie szamotaniny zerwał mu z głowy maskującą kominiarkę) trafił, poniekąd przypadkowo, uciszającą w kołysce płaczące dziecko żonę p. Bogusza, która zginęła na miejscu. Po aresztowaniu przestępcy zresztą skwapliwie ujawnili nazwiska wielu ludzi udzielających im pod „groźbą pistoletu” jakiejkolwiek, nawet drobnej pomocy, w wyniku czego wielu całkowicie niewinnych ludzi (np. Kazimiera Wiejaczka, Piotr Kotowicz, Władysław Worytko – ten po biciu w więzieniu stracił zmysły!), żeby wymienić tylko parę osób z najbliższej okolicy, zostało skazanych na więzienie. Bracia Librontowie (i jeszcze inni, ale to tu nie ma znaczenia), odpowiedzialni są np. także za pobicie mojego ojca Stanisława tylko za to, że wziął udział w reformie rolnej. W wyniku tego incydentu pozostawionemu w śniegu na mrozie ojcu odnowiła się wyniesiona z obozu Gross-Rosen gruźlica, w następstwie czego zmarł w styczniu 1951 roku w wieku 38 lat. W czasie wojny w naszym domu znajdował się punkt kontaktowy partyzantki antyniemieckiej (i skład broni w piecu chlebowym), a ojciec działał w grupie, której aktywność koordynowała m.in. p. Kazimiera Szewczyk (właścicielka majątku w Biesnej). Jej mąż, kpt. WP Szewczyk, zawodowy oficer, został zamordowany w Katyniu. Mojego ojca i jego braci: Tomasza i Józefa zadenuncjował zresztą jeden z sąsiadów, co skończyło się dla nich obozem, a 19-letni wówczas stryj Tomasz został koło Bautzen zamordowany przez SS-manów nadzorujących w kwietniu 1945 roku ewakuację więźniów z obozu Gross-Rosen.

To tylko kilka faktów dotyczących jednej z wielu tego typu historii, które pokazują, iż gloryfikowanie działalności ludzi o podobnych życiorysach jak Jan Libront, bez sprawdzenia i analizy wszystkich okoliczności ich działania, jest – najłagodniej ujmując – nieuczciwe. Wszak fakty te są znane wielu ludziom, a informacje i tak, wcześniej czy później, dotrą do tych (w tym najbliższej rodziny), którzy dziś są ich nieświadomi lub cierpią na celowy zanik pamięci.
Z poważaniem
Jan Chochorowski - Kraków

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska