W świecie Dwurnika
Jak już informowaliśmy, 28 października w wieku 75 lat zmarł Edward Dwurnik - wybitny polski malarz, który ostatnie lata swego życia dzielił między Warszawę i Chojnę
1. Tadeusz Rolke, fotografik: W roku 1983 „ktoś rzucił pomysł, żeby zrobić sesję z Korą, której efektem byłby kalendarz. Duży kalendarz. Podchwyciłem ten pomysł. […] Wymyśliłem wówczas, żeby poprosić Edwarda Dwurnika, by nas wpuścił do swojego atelier. I żebyśmy tam mogli buszować wśród jego obrazów. On się na to zgodził. […] Było to zrobione niezwykle prostymi środkami, ale dało świetne rezultaty”.
W roku 1984, gdy ukazała się płyta „Nocny patrol”, na wiele lat wpadłam w Maanam. A gdy jesteś fanem, wszystko, co wiąże się z idolem, wymaga zbadania i spenetrowania. W ten sposób poznałam malarstwo Edwarda Dwurnika. Na okładce „Nocnego patrolu” Kora siedzi na tle jego odwróconego tyłem do widza obrazu. Kora w obiektywie Rolkego sama staje się obrazem, owinięta w płótno i na tle czystego płótna pokryta farbą. Przez kolejny rok na dwunastu stronach kalendarza granica między Korą a Dwurnikiem zacierała się coraz bardziej. Kora wnikała w perspektywę obrazów, w barwy i struktury miast i postaci.
Taki był tamten świat: sztuka wysoka wnikała w popkulturę, naturalnie i bez zgrzytu. Popkultura inspirowała, otwierała nowe drogi.
Okładka płyty „Nocny patrol” (1984, fot. Tadeusz Rolke, proj. Andrzej Tyszko)
|
2. Wybór tematu mojej pracy seminaryjnej na III roku historii sztuki jest oczywisty i zrozumiały nawet bez motywacji sentymentalnej. W latach 90. Edward Dwurnik, rocznik 1943, to jeden z najważniejszych i najlepiej rozpoznawalnych twórców współczesnych. Sposobem bycia wzbudza emocje, pieniędzmi – zawiść. Jego wybory życiowe jednych oburzają, innych intrygują: nagradzany w miesiącach pierwszej Solidarności za udział w życiu artystycznym drugiego obiegu, łamie środowiskowy bojkot, pokazując prace w galeriach państwowego BWA podczas stanu wojennego. Taka jest cena za paszport i wyjazd w roku 1982 do Kassel – udział w międzynarodowej wystawie „Documenta 7” decydował o karierze zagranicznej.
Atelier przy Podgórskiej w Warszawie, jasne i czyste, sprawia wrażenie perfekcyjnie i intensywnie
funkcjonującej wytwórni.
Opus vitae Dwurnika obejmuje 3,5 tysiąca obrazów i trzy razy tyle rysunków (wszystkie dzieła precyzyjnie udokumentowane). Pod koniec życia artysta otwarcie przyznaje, konsekwentnie odrzucając kostium romantyka na rzecz pragmatycznego, rzemieślniczego traktowania zawodu, że do najbardziej chodliwych tematów – pejzaży miejskich – zamawia u innych podmalówki.
Rozmowy w pracowni okazują się bezpośrednie, zdecydowane, wymagają czujności i błyskawicznych reakcji. Twórca nie ustawia się w pozycji centralnej, nie chce być tylko przepytywanym bohaterem wywiadu, lecz dyskutuje, po partnersku zadając pytania i ustosunkowując się do odpowiedzi. Znam ważne daty, szczegóły biograficzne, cykle malarskie, ale dopiero on nadaje tej sterylnej siatce faktów swoją perspektywę – prowokacyjną, lecz autentyczną. Jego nieustanna gra, także gra pozorów, jest właśnie autentyczna: uczciwa, bardzo fair. Szybko dają się poznać reguły i kody. Dzięki nim przebijają na powierzchnię jasne okruchy tego, co najgłębsze i najprawdziwsze.
Jedno z ostatnich zdjęć artysty, wykonane na wernisażu jego wystawy w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie 14 września br. (fot. M. Ostrowski)
|
3. Dla człowieka mocno związanego z polską rzeczywistością twórczość Edwarda Dwurnika jest w latach 80. i 90. otwartą księgą, pełną szyfrów i zagadek. Nic nie wydaje się jednoznaczne – żadne ówcześnie utrwalone polskie linie demarkacyjne nie są tu adaptowane wprost. Malarstwo pruje i zszywa tkankę społeczno-polityczną na nowo, w całość najmniej oczekiwanych skojarzeń. Nic nie jest ładne ani brzydkie. Łagodne czy brutalne. Bitwy i wojny Dwurnika idą w poprzek podziałów na komunę i Solidarność, grzeszników i bogobojnych – krzyż czy szubienica zostały już wbite w przedmieścia Warszawy, oto „Czekamy na proroka” (luty-kwiecień 1980). Doskonały warsztat malarski służy narodzinom nowego świata, w który możesz wejść, zamieszkać w nim, porozglądać się tu i tam. Łudząca miejska konstrukcja przestrzenna, drobiazgowość pozwalająca na zadomowienie w architekturze. Możliwe stają się wewnątrz spotkania z mieszkańcami, teraz twoimi sąsiadami. Nie wiesz, do czego doprowadzą te zetknięcia – czy nie staniesz się za chwilę uczestnikiem „nawalanki”, czy ktoś cię nie zaczepi, a może poczęstuje sportem (papierosem, stąd cykl „Sportowcy”), czy mimowolnie nie podejrzysz cudzych czułości, gdzieś zza winkla. Dym z kominów, których wtedy jeszcze nikt nie łączy ze smogiem.
Mnogość cyklów jest jak siatka dróg, którymi Dwurnik podąża konsekwentnie od początku. Drogi wciąż te same, ale krajobrazy dynamicznie zmieniają się w czasie. Wędrujesz przez Polskę autostopem, nie wiążąc się żadnym nadrzędnym porządkiem. Od miasteczka do miasteczka. Z rynku na targowisko, z targowiska na dworzec, z dworca nad rzekę. Z kuchni przed telewizor, sprzed telewizora do wanny.
Począwszy od lat 90. Dwurnik zbliża się do malarstwa czystego, estetyzującego. Powstają obrazy z cyklu „Błękitne”, kompozycje abstrakcyjne, „Niebieskie miasta”, z których często znika wszystko poza czystą przestrzennością. Teraz zanurzasz się w jego świat, by pobyć tam w samotności.
4. Kora zmarła 28 lipca, Dwurnik 28 października. Stopieni 35 lat wcześniej obiektywem Rolkego w jedno dzieło sztuki, odeszli niemal razem.
Ewa Zamorska-Przyłuska
Kraków, 1-2 listopada 2018 r.
Tekst powstał specjalnie dla „Gazety Chojeńskiej”. Ewa Zamorska-Przyłuska to historyk sztuki, redaktorka w Wydawnictwie Naukowym Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. W latach 2000-2004 sekretarz redakcji i redaktor naczelna miesięcznika „Architektura & Biznes”. Autorka m.in. tekstów w katalogach wystaw: „Edward Dwurnik. Od grudnia do czerwca” (Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, 1997) oraz „Edward Dwurnik. Malarstwo. Próba retrospektywy” (Galeria Sztuki Współczesnej Zachęta, 2001). W 2010 roku ukazał się jej „Przewodnik literacki po Krakowie i województwie małopolskim”.