Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 41 z dnia 13.10.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Renata jak Otylia
czy powstanie duże pole golfowe?
8 lat za PUK
Obligacje powiatu: banki nie ryzykują
Strach przed złym Niemcem
Przyszłość należy do budujących, a nie do nienawidzących
Niech spoczywają w pokoju
Skoczkowie Zielonych wygrywają
Piłka nożna

Renata jak Otylia


Rozmowa z Renatą Chilewską - zdobywczynią trzech medali na rozgrywanej w II połowie września Paraolimpiadzie w Atenach. Pani Renata obecnie jest mieszkanką Gryfina, a pochodzi z Lisiego Pola w gm. Chojna. Cierpi na niedowład kończyn dolnych. Jej trenerką jest zatrudniona w gryfińskim Hermesie Dorota Chlasta, a trenerem kadrowym Aleksander Popławski. R. Chilewska jest zawodniczką Startu Szczecin - klubu dla niepełnosprawnych. Z medalistką rozmawialiśmy nazajutrz po powrocie z Olimpiady, podczas uroczystości nadania SP w Krzymowie imienia Olimpijczyków Polskich.

"Gazeta Chojeńska": - Proszę przyjąć gratulacje od naszej redakcji i czytelników. Stała się Pani osobą bardzo rozpoznawalną i popularną - tym bardziej, że przecież była Pani mieszkanką Lisiego Pola. Sprawdziły się słowa burmistrza Gryfina, który przed Pani wyjazdem do Aten wyraził nadzieję, że stanie się Pani gryfińską Otylią.
Renata Chilewska: Bardzo dziękuję za gratulacje. Przyznam, że wyjeżdżałam na igrzyska z dużym obciążeniem psychicznym ze względu na wielkie oczekiwania.
- Wskazywały na to wyniki.
- Tak, ale już na samych igrzyskach okazało się, że rywalizacja jest wielka i walka o medale będzie ciężka. Nie było do końca wiadomo, kto jest faworytem. Znałam ubiegłoroczne rankingi wyników, lecz pojawiły się nowe, nieraz nieprzewidywalne zawodniczki, które dopiero na olimpiadzie pokazały, co potrafią. Tak więc każdy zdobyty przeze mnie medal sprawił mi dużą radość. Byłam ogromnie szczęśliwa i dumna.
- Nie jest Pani nowicjuszką. Już 12 lat temu w Barcelonie wywalczyła Pani srebro w oszczepie. Jakie nasuwają się porównania?
- Były to nieporównywalne imprezy. Nastąpił duży przełom w relacjonowaniu i wcześniejszym nagłośnieniu naszego udziału. Media były siłą napędową olimpiady i jest to bardzo cenna zdobycz, bo pokazywanie naszego wysiłku, radości ze zdobytych trofeów i radości innych osób przybliża do ludzi, utwierdza nas w przekonaniu, że jest sens w tym, co robimy. Był też ogromny postęp organizacyjny. Wszystko było przygotowane pod kątem osób niepełnosprawnych. Podniósł się także poziom sportowy. Nie było nikogo, kto zdobyłby medal przez przypadek, bez treningowego wysiłku. W każdej konkurencji startowało ponad 10 osób, a więc rozgrywano eliminacje i finał.
- Liczyła Pani na złoto w kuli, a tu wyszedł złoty oszczep.
- Wydawało mi się, że wyniki, które miałam przed igrzyskami, dadzą złoto w kuli. Rankingi ubiegłoroczne na to wskazywały. Ale gdy się zbliża najważniejsza impreza - olimpiada, to reguły gry są inne. Każdy intensywniej się przygotowuje i każdy chce walczyć o medale. Osiągnęłam wynik (w kuli 9,09 m), który był adekwatny do moich możliwości. Czeszka, rzucając 9,47 m, była w tym dniu nie do pokonania.
- Zarówno podczas otwarcia Olimpiady, jak i Paraolimpiady ateński stadion był wypełniony do ostatniego miejsca. Jakie były różnice w programie?
- Oglądałam w Domu Olimpijczyka w Szczecinie otwarcie Olimpiady i bardzo mi się podobało. Nasza część artystyczna była częściowo powtórzona, ale po prezentacji uczestników druga część była już inna, inne przesłanie. Na środku stadionu wyeksponowano ogromne drzewo życia. Wrażenie było niesamowite, a przeżycia niepowtarzalne. Zakończenie jak wiadomo było skromne, bo odwołano część artystyczną ze względu na tragiczny wypadek, w którym zginęli jadący na stadion uczniowie. Było nam niezmiernie smutno, bo ci młodzi ludzie wspaniale nam kibicowali. Był to dla nas ogromny doping.
- Ile ekip uczestniczyło w Atenach?
- Zgłosiły się 134 ekipy, łącznie ok. 4 tys. zawodników.
- Mieszkaliście w wiosce olimpijskiej, tam, gdzie wcześniej przebywali pełnosprawni sportowcy. Czy warunki były dobre?
- Tak, były przystosowane pod kątem osób niepełnosprawnych i jak już zaznaczałam, Grecy wykazali duży profesjonalizm przy organizacji zawodów.
- Kiedy uzyskała Pani minima olimpijskie?
- We wrześniu ub. roku, lecz nie byłam pewna, czy pojadę do Aten, bo u nas są limity zawodników w poszczególnych dyscyplinach i dopiero w czerwcu zostałam powołana do kadry.
- Trenowała Pani w Gryfinie?
- Z reguły tak. Tutaj moją trenerką jest Dorota Chlasta, a trenerem kadrowym Aleksander Popławski. Mieliśmy jedno zgrupowanie zimowe w Wiśle i dwa letnie przed igrzyskami.
- Zajęcia były intensywne?
- Był taki okres, że ćwiczyłam nawet 5 razy w tygodniu po 2 treningi dziennie. Były również okresy luźniejsze po jednym treningu dziennie, a na obozach też ćwiczyliśmy różnie, w zależności od bliskości olimpiady. Drugie zgrupowanie było już lżejsze, z przewagą elementów technicznych. Generalnie oceniam, że przygotowania były prowadzone na bardzo wysokim poziomie.
- To się zgadza, bo osiągnęła Pani wyniki lepsze niż 12 lat temu, więc praca musiała być nieporównywalna i co za tym idzie, musiano zapewnić odpowiednie warunki.
- To prawda. Był to sukces grupowy, bo stworzenie takich warunków byłoby niemożliwe bez trenerów, klubu i sponsorów. Przy dużych przeciążeniach musimy mieć odpowiednie odżywianie, witaminy, masaże, poza tym pieniądze na dojazdy itd. Chcę serdecznie podziękować wszystkim organizacjom, urzędom, m.in. UMiG w Gryfinie i UM w Szczecinie, który wspiera mój klub. Dzięki klubowi miałam zapewniony komfort treningowy, a problemy załatwiano błyskawiczne, po jednym telefonie. Bardzo dziękuję też panu Zbigniewowi Samborskiemu z Gryfina, który poprzez klub sponsorował moje przygotowania.
- Jak rodzina przeżywa Pani sukcesy?
- Początki były trudne, bo zanim się zdecydowałam na powrót na rzutnię, to wiedziałam, że może się to odbić na rodzinie. Synowie są jeszcze mali (3 i 10 lat), więc trzeba się nimi opiekować. Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli wracam do sportu, to trzeba to robić na najwyższym, olimpijskim poziomie i konieczne będą dłuższe pobyty poza domem. W rezultacie rodzina się spisała na medal. Doskonale im to wyszło, a moje medale są też chyba dla nich pewną rekompensatą.
- Był kontakt z domem?
- Oj, były częste kontakty i teraz to, co mnie może jeszcze zadziwić, to najbliższy rachunek telefoniczny (śmiech). Miałam duże wsparcie rodziny, ale też chciałam podziękować moim wiernym kibicom, którzy mnie tak wspaniale dopingowali. To ogromna satysfakcja, gdy się wie, że gdzieś tam w mojej miejscowości ludzie mi kibicują, są ze mną. Bardzo było budujące to, że jeszcze przed wyjazdem zainteresowały się mną władze miasta, że media nagłaśniają nasz udział, że komuś nasze sukcesy też sprawią radość. Dziękuję im za to serdecznie, bo to utwierdza mnie w przekonaniu, że to, co robię, ma sens.

Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska