Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 39 z dnia 29.09.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Laboratoryjna droga przez mękę
Jabłko zamiast chipsa
Rosja czeka
Nasza młodzież w euroregionie
Premiery w UBS
Teatry już w akcji
Alkohol na okrągło?
Nigdy więcej?
Sport

Laboratoryjna droga przez mękę

Bardzo dużo skarg przekazują nam pacjenci korzystający z laboratorium, znajdującego się w Chojnie przy ul. Kościuszki. Mieści się ono w tym samym budynku, co przychodnia NZOZ Salus, która ma z laboratorium umowę, dzięki której pacjenci Salusa mogą zrobić sobie wyniki bezpłatnie. Pozostali muszą zapłacić. Taka jest teoria. A praktyka?

Pacjenci uskarżają się, że laboratorium nieraz otwierane jest o godz. 10 zamiast o 8, a zamykane nawet już o 12, choć ma być czynne do 17. Przy niektórych chorobach pacjenci muszą rano przyjeżdżać na czczo i czekać kilka godzin. Potem na wyniki czeka się nawet kilka tygodni, co dla osób poważnie chorych jest groźne, bo umówiony specjalista musi dostać wyniki, aby na ich podstawie ustalić kurację. - Już dawno powinienem być w szpitalu, ale nie mam wyników! - skarży się pacjent. Co gorsza, chorzy przyjeżdżają po kilka razy na podany termin, ale dowiadują się, że wyników jeszcze nie ma i dostają kolejny termin. Przyjeżdżają znów i dalej to samo. Teoretycznie mogą dowiedzieć się telefonicznie, czy wyniki już są, ale telefon bardzo często nie odpowiada. Wielu pacjentów przyjeżdża spoza Chojny. Łatwo się domyśleć, co czują i mówią ludzie w poczekalni, w tym matki z płaczącymi dziećmi na rękach. - Mam chore dziecko i nie wiem, co dalej robić. Nie mam wyników, a trzeba podać leki. Nie stać nas na płatne wyniki. Ale gdzie mamy iść, skoro tylko tu jesteśmy kierowani? - mówi jedna z nich.

Ale to dopiero początek problemów. W konfrontacji z wynikami badań z innych laboratoriów, wyniki z Chojny są nieraz zupełnie różne, nawet w przypadku grupy krwi. Wydłużające się i przekładane terminy pan magister (szef laboratorium) tłumaczy tym, że wysyła preparaty do Gorzowa albo do Poznania. - W jaki sposób to przewozi? Mocz na posiew może być trzymany krótko i w lodówce, a tu pojemniki stoją w cieple na tacy - mówią pacjenci. - Mój lekarz podarł te wyniki i polecił inne laboratorium - opowiada jeden z nich. - Boję się o zdrowie mojej rodziny. Czy te wyniki są wiarygodne? Jeśli lekarz leczy na ich podstawie, to aż się włos jeży! - dodaje inny.
- Wyników posiewu mojej poważnie chorej córki nie było nawet po 8 tygodniach. W końcu były, ale nie wydano mi, bo najpierw nie zgadzało się nazwisko, a za drugim razem imię. A przecież na skierowaniach od lekarza dane były prawidłowe. Ja pracuję i nie mogę się codziennie urywać, żeby przychodzić po wyniki - mówi jedna z matek. Opowiada inna kobieta: - Robiłam mamie posiew i za 5 dni miałam odebrać wyniki. Przychodziłam dwa razy, ale nie było. Dzień później też. W piątek też, ale pan magister obiecał, że w poniedziałek już na pewno. Przyszłam w poniedziałek, ale laboratorium było zamknięte. We wtorek pielęgniarka mówi, że szef jeszcze nie zostawił. W środę byłam rano, potem o 13. Powiedział, że nie ma. Dziś mijają dwa tygodnie i nadal nie ma. Dzwoniłam do laboratorium przy szpitalu w Zdrojach. Na sam posiew wyniki są tam nazajutrz, a z antybiogramem dzień później. Co miesiąc mama robi wyniki krwi. W maju wydrukowano jej wyniki z marca, a w sierpniu dostała z maja. Raz wyniki mamy dali komuś innemu o tym samym nazwisku i jeszcze mieli pretensje, czemu ona nie widzi swojego peselu. Przecież 70-letnia kobieta może nie znać peselu! Dojdzie do tego, że u jakiegoś mężczyzny stwierdzą ciążę! Sąsiadka dostała wyniki swego trzyletniego synka i usłyszała, że są one bardzo złe nawet dla dorosłego. Po tygodniu drugie wyniki były idealne.
Inna kobieta oddała do analizy mocz 7 września, a po tygodniu wyników jeszcze nie było. Zapłacić musiała 80 zł od razu za posiew i za antybiogram. A w Szczecinie robią najpierw posiew (np. na Arkońskiej za 20 zł) i dopiero gdy jest wynik dodatni, to na życzenie pacjenta robią antybiogram, co kosztuje od 26 do 46 zł. Na całość wyników czeka się cztery dni.

Zwróciliśmy się do lek. med. Lecha Dradracha - szefa NZOZ Salus, czyli chojeńskiej przychodni, która ma umowę z nieszczęsnym laboratorium. Okazuje się, że problem jest mu dobrze znany. - Jesteśmy zdecydowani w ciągu miesiąca lub dwóch rozwiązać umowę i znaleźć inne laboratorium - mówi.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska