Hej Bieszczady! (3)
Bieszczadzkie osobliwości
Kończąc krótki (prasowy) wypad w Bieszczady, który dostarczył nam - grupie rowerzystów moc niezapomnianych wrażeń, wspomnę o paru osobliwych miejscach, które warte są obejrzenia, gdyby ktoś znalazł się w tej okolicy. Wędrując z Zagórza w kierunku zabytkowych ruin klasztoru Karmelitów, natkniemy się na osobliwą, wręcz urzekającą Drogę Krzyżową, która powstała zaledwie rok temu. To zarazem galeria rzeźb, wkomponowana w piękne otoczenie, z widokiem na rozległe wzgórza. Droga została wykonana z dofinansowania unijnego, a ciekawostką jest to, iż każdą stację wykonywał inny artysta. Mamy więc konglomerat różnych gustów i wizji artystycznych.
Cerkiew w Uluczu
|
Sakralne zabytki w bieszczadzkich pejzażach mają szczególny urok. Z reguły bowiem są umiejscowione na szczytach wzniesień, co było dodatkowym wyzwaniem dla architektów, aby umiejętnie wkomponować je w otoczenie. W Uluczu w okolicach Sanoka zwiedziliśmy nieczynną już, pochodzącą z XVII w. przepiękną drewnianą cerkiewkę, wzniesioną na bardzo stromym wzgórzu Dębnik. Wspinać się było trzeba kilkaset metrów i zaraz nasuwała się refleksja, jak wielki trud pokonywali wierni (szczególnie zimą), aby do niej dotrzeć. Widzieliśmy turystów, którzy rezygnowali w połowie drogi przy idealnej pogodzie.
Miniaturki cerkiew
|
W Bieszczadach jest mnóstwo podobnych budowli. Spora część cerkwi greckokatolickich i prawosławnych została przemianowana na kościoły rzymskokatolickie, bo wiernych tamtych wyznań jest już niewielu. To nie tereny przy granicy wschodniej, gdzie dominuje prawosławie. W Myczkowcach w pobliżu Leska warto zwiedzić skansen poświęcony bieszczadzkim świątyniom. Znajduje się tam aż 140 makiet w skali 1:25 cerkwi greckokatolickich, prawosławnych oraz kościołów rzymskokatolickich z Bieszczadów, Ukrainy i Słowacji. Wędrując po ścieżynkach pokaźnego ogrodu, można podziwiać cerkiewki usadowione na pagórkach, wśród krzewów i kwiatów.
Skocznie w Zagórzu
|
Poskakać na igielicie
Sporym dla nas zaskoczeniem było odkrycie w Zagórzu zespołu niewielkich, igielitowych skoczni narciarskich, ładnie utrzymanych i ulokowanych na pięknej nasłonecznionej polanie. Przez kilkadziesiąt minut obserwowaliśmy skoki dwojga dzieciaków. Jedno z nich miało zaledwie 7 lat i bardzo się cieszyło, gdy biliśmy mu brawa. Starszy, 11-latek, przyjechał z ojcem aż spod Zakopanego, bo tu bezpłatnie i bez żadnych ograniczeń można poskakać. Tam trzeba było wyłożyć za taki luksus niezłą kasę.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik