Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 37 z dnia 10.09.2013

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nabrzeże ożyło!
Kontynuacja współpracy ponadgranicznej
Archeologiczny festyn w Czelinie
Polskie kwalifikacje w Niemczech
Liderzy w budowie dróg
Ulice do wzięcia
Znów schetynówki
Rozpoczęli z nowym obiektem
Czcibor padł
Sport

Ulice do wzięcia

Gdy kilkanaście lat temu, podczas drugiego etapu reformy administracyjnej, tworzono powiaty, nie uniknięto błędów, które do tej pory nie zostały wyeliminowane. Jaskrawym przykładem jest drogownictwo. Powiat zarządza drogami łączącymi miejscowości na jego obszarze, a z reguły drogi te przebiegają także przez miasta i miasteczka, więc ulice traktowane są jako drogi powiatowe. Podobnie jest z placami czy rynkami miejskimi. Tak więc dla przykładu rynek w Cedyni, Mieszkowicach czy Moryniu należał bądź należy do powiatu. To absurdalny podział, bo gdyby np. burmistrz Morynia chciał pomnikowego raka odwrócić na grzbiet, to musiałby uzyskać zezwolenie od powiatu, bo rak leży na brzuchu na powiatowym placu. To sytuacja uciążliwa dla powiatu i gminy, bo powiat formalnie odpowiada za swój majątek, a więc musi o niego dbać, utrzymując w przyzwoitym stanie, sprzątać itd. Gmina z kolei czasem ma inną wizję tego miejsca, inne plany z nim związane, a nie może nic zmienić, bo to nie jej własność. Jest oczywiście wyjście z takiej sytuacji, bo powiat w drodze darowizny może przekazać gminie swą „posiadłość”. Takich transakcji już zrobiono sporo. Niedawno Moryń wystąpił o przekazanie swego rynku, czyli placu Wolności, zaś gmina Chojna chciała przejąć ul. Szkolną. Podczas ostatniej sesji powiatowej radni podjęli stosowne uchwały i powiat podarował część swego niechcianego mienia.

Plac Wolności w Moryniu, przejęty od powiatu przez gminę
Galimatias z drogami
Na wstępie wspomniałem o zamieszaniu w drogownictwie. Sytuacja jest kuriozalna, bo na terenie gminy mamy parę rodzajów dróg, które są zarządzane przez różnych właścicieli. Są drogi: krajowe, wojewódzkie, powiatowe, gminne i jeszcze inne, np. leśne. Każdy odpowiada za swoją „działkę” i nie obchodzi go, co robi sąsiad. Wielu ludzi nie rozróżnia tych podziałów, nie wie, która droga do kogo należy i często gromy spadają na kogoś zupełnie niewinnego. Najczęściej chodzi o łatanie dziur czy odśnieżanie. Ktoś się zżyma, bo sąsiad mieszkający kilka metrów dalej na innej ulicy ma odśnieżone, a on ma śnieg po pachy. No tak, ale jeden mieszka przy krajówce, a drugi przy powiatowej. Krajowe mają wielokrotnie większy fundusz na naprawy, sprzątanie, odkrzaczanie, odśnieżanie. Im niższa droga w hierarchii, tym gorzej. Najwięcej narzekań jest na powiatówki. No ale jak właściciel ma o nie zadbać, gdy np. w naszym powiecie jest ponad 800 km takich dróg? Ostatnio słyszałem wyliczenie sporządzone przez pewnego samorządowca, że gdyby powiaty dysponowały takim funduszem jak dotychczas, to na remonty swoich dróg potrzebują 74 lata. Oczywiście przy zastrzeżeniu, że te obecnie remontowane nie doznają przez ten okres uszczerbku.

Wielu drogowców dostrzega te absurdy w zarządzaniu drogami, ale jak do tej pory nic nie wskazuje, że coś się zmieni. Analogiczna sytuacja wytworzyła się na kolei. PKP zostały rozczłonkowane na wiele spółek, które mają odmienne cele i interesy. Skutek jest taki, że mamy kilka czy już kilkanaście zmian rozkładów jazdy w ciągu roku, wiele zapyziałych dworców typu Chojna czy Mieszkowice, pociągi jeżdżą o wiele wolniej niż przed wojną, a żeby dobrze rozszyfrować rozkład jazdy, to trzeba mieć co najmniej dwa techniczne fakultety.
Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska