Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 30-31 z dnia 28.07.2015

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jaki dług miały gminy na koniec 2014 roku?
Czy Gryfino musi oddać miliony?
Błogosławione wątpliwości
Gościliśmy słynną podróżniczkę
Dlaczego odeszli?
Moryń naprawdę leży nad jeziorem
Gryfinianie na koloniach z Niemcami i Ukraińcami
Upadek starego budynku
Sport

Dlaczego odeszli?

Piotr Mróz
Rozmowa z przewodniczącym Rady Miejskiej w Chojnie Piotrem Mrozem, jednym z siedmiu członków nowego klubu radnych Chojeńskie Porozumienie Społeczne


„Gazeta Chojeńska”: – Byliście jako radni w ostatnich latach twarzami burmistrza. Co się zmieniło?

Piotr Mróz: - Nie mogę się wypowiadać za wszystkich. Bardzo ceniłem burmistrza. Angażowałem się, doradzałem, przynosiłem racjonalne pomysły rozwiązań, ośmieszałem zbędne, przesadzone wydatki. Oczekiwałem przez ostatnie lata większego bezpośredniego zaangażowania w sprawy mieszkańców, rzetelnej oceny współpracy i doboru najbliższych współpracowników, większej kontroli nad pracą urzędu i weryfikacji zdania „zaufanych” doradców. W zamian coraz częściej traktowano mnie jako „nawiedzonego”, a na koniec nazwano „prywaciarzem”. To smutne.

– Co na ostatniej sesji miał na myśli burmistrz, gdy mówił, że niektórzy z odchodzących od niego radnych wykorzystywali swoją pozycję, zabiegając o własne interesy?

– Skomentowaliśmy to litościwym milczeniem. Te zarzuty, usprawiedliwiające własne słabości, są po prostu żenujące. Chyba że ktoś odbiera starania radnych o zrobienie tego czy tamtego mieszkańcom jako prywatny interes. Będziemy wkrótce domagać się sprecyzowania tej wypowiedzi.

– Co konkretnie spowodowało rozłam w klubie radnych Wspólnoty Samorządowej?

– Nie będę wchodził w szczegóły, ale główna bariera opiera się na dwóch aspektach. Znacznie różnimy się po pierwsze w pojęciu gospodarskiego zaangażowania się w sprawy gminy, po drugie w kwestiach racjonalności wydatków i szacunku dla pieniędzy publicznych. Liczyliśmy, że burmistrz zrozumie wynik ostatnich wyborów i ze zdwojoną siłą zaangażuje się jako zwierzchnik w pracę urzędu i sprawy gminy. Że założy przysłowiowe gumowce i rozpozna rzeczywiste problemy mieszkańców. W zamian tego wysłuchujemy raczej narzekań radnych, sołtysów i mieszkańców, że rzadko można go zastać i zbyt mocno angażuje się w sprawy Związku Gmin Dolnej Odry. Poważnym problemem jest w mojej ocenie także to, że podobnie jak mieszkańcy powołujący się na zmienność decyzji, często nie wiemy, kto tak naprawdę rządzi gminą.

– To znaczy, że w gminie brakuje gospodarza?

– Ja tego nie powiedziałem. Ale niestety, żyjemy w gminie, w której fontannę buduje się dwa lata, chyba jeszcze dłużej schody na Lotnisku, znak drogowy stawia się cztery lata, na zabytkach rosną drzewa, drogi buduje się w grudniu, w urzędzie giną dokumenty, a półki uginają się od słono opłaconych dokumentacji i koncepcji, które nie mają szans na realizację. To irytuje, zniechęca czy - mówiąc wprost - denerwuje!

– Czyli współpraca między urzędem a radą nie wygląda najlepiej?

– Władza wykonawcza, jak sama nazwa wskazuje, jest od wykonywania uchwał rady, w tym najgłówniejszej, czyli budżetu. A ostatnio te proporcje się zagubiły i najpierw się wykonuje, a potem żąda przyklepania tego przez radnych. To niedopuszczalne, tym bardziej rażące w obecnej sytuacji finansowej.

– Jaka jest sytuacja finansowa gminy?

– Jest rzeczywiście trudna, uchwaliliśmy trudny budżet, ale zgodnie z projektem pani skarbnik i wielokrotnie był zmieniany, także zgodnie z propozycjami skarbnika. Liczyliśmy na jego realizację. Teraz, w połowie roku, słyszymy o pustej kasie, niezapłaconych fakturach na 3 mln i zagrożonych wynagrodzeniach w oświacie. Czy w tych okolicznościach można powiedzieć, że skarbnik jest rzeczywiście strażnikiem budżetu, czy stała się marionetką w rękach burmistrzów?

– Władza się tłumaczy, że przyjęliście budżet niedoszacowany.

– Autorem projektu budżetu jest burmistrz, który w świetle prawa odpowiada za finanse gminy. Ta sytuacja z opowiadaniem o niedoszacowanym budżecie trwa od lat. Przez ten czas wierzyliśmy w dobre intencje i chęć naprawy tego stanu. Osobiście tłumaczyłem sobie czy usprawiedliwiałem to chęcią zrobienia potrzebnych rzeczy mieszkańcom. I parę rzeczy się udało, z czego jestem dumny. Dziękuję burmistrzowi, że osobiście zrozumiał sygnalizowane potrzeby. Wracając do bieżącej sytuacji, okroiliśmy m.in. budżet oświaty i Centrum Kultury. Ale zgodnie z propozycją władzy. Znając realia budżetu, retorycznie pytamy, jakie kroki podjęli burmistrzowie, zobligowani prawnie do jego realizacji, w celu ograniczania wydatków w pierwszym półroczu. Bo na pewno nie są to wyjazdy, konferencje, nagrody czy kolejne obietnice bez finansowego pokrycia. Liczyliśmy, że zaczną oszczędności od własnego podwórka, a w zamian wyłączyli oświetlenie mieszkańcom. To działania pozorowane. Stać nas na nagrody, niezaplanowane pierwotnie inwestycje, Dni Chojny, a nie stać na płace dla nauczycieli? A gdzie subwencja oświatowa, przekazywana przez państwo w miesięcznych transzach? Dla nas to brak logicznego, realnego myślenia.

– Podczas sesji przestrzegał Pan radnych przed możliwością złamania prawa.

– Taka moja rola. Uchwały dotyczyły poważnych kwot środków publicznych (5,8 mln zł), do których rozdysponowania czy nawet - w pewnym uproszczeniu - sprzeniewierzenia namawiała nas władza wykonawcza. Bo jak inaczej nazwać propozycję uruchomienia obligacji na uzbrojenie działek budowlanych, skoro sama władza wykonawcza, jak i znamienita część radnych, doskonale wiedziała, że będą to środki przeznaczone na załatanie budżetu, w znacznej mierze na regulację wydatków bieżących. Nawet kreatywna księgowość ma swoje ramy prawne. Kolegialnie mieliśmy poświadczyć nieprawdę? Potwierdziła to zresztą na sesji skarbnik, strasząc m.in. sołtysów, kluby sportowe czy nauczycieli, że nie dostaną pieniędzy. A przecież te pieniądze miały rzekomo pójść na inwestycje! Poza tym co ze środkami zaplanowanymi na te cele w tegorocznym budżecie? Wyparowały?

– Gmina szykuje program naprawczy.

– Tak naprawdę ma on stanowić przed nadzorem wojewody i Regionalnej Izby Obrachunkowej alibi dla emisji obligacji. Widziałem projekt. Jakie nowe tezy wnosi ten dokument, skądinąd słono opłacony? Nie wiem… Ale oprócz tego, że uderza w maluczkich, zabierając fundusz sołecki, proponując reorganizację szkół czy podniesienie podatków mieszkańcom, to nie znalazłem w nim niczego nowego, czego sam burmistrz w godzinę by nie wymyślił, nawet przy wsparciu radnych czy aparatu urzędniczego! Ba, on te tezy zna od dawna, tylko boi się wprowadzić w życie. Po co wprowadzać oficjalny program naprawczy? Aby chronił przed samym sobą? Czy wciąż i niezmiennie przed Konarskim? To jest śmieszne.

– I dlatego założyliście nowy klub radnych - Chojeńskie Porozumienie Społeczne?

– Wbrew opinii publicznej, nie jestem pomysłodawcą tego projektu. To zupełnie oddolna inicjatywa niezadowolonych radnych. Wspólnie traktujemy go jednak jako żółtą kartkę dla władzy wykonawczej. Dziś piłka jest po jej stronie. Oczekujemy pilnej naprawy gminnych finansów publicznych, jesteśmy otwarci na rozmowy, nie jesteśmy zaślepioną opozycją, żądamy propozycji alternatywnych rozwiązań, aby wspólnie wybrać optymalny program. Z drugiej strony posiadamy poważną zdolność koalicyjną, także z radnymi Inicjatywy Samorządowej, możemy wspólnie przygotowywać korzystne dla mieszkańców projekty uchwał. A przyszłość? Chcemy, ponad śmiesznymi, lokalnymi podziałami, skupiać wokół siebie wartościowych ludzi, organizacje i stowarzyszenia, chcące angażować się w sprawy gminy i jej mieszkańców.

– Co nowego proponujecie?

– Na dzisiaj wsparcie konkretnych decyzji. Takich decyzji oczekiwaliśmy od burmistrza od dawna, czekaliśmy, czekaliśmy, no i się nie doczekaliśmy. Przykręcając kurek finansowy, jasno mówimy, że dalsze życie na kredyt doprowadzi nas za chwilę na skraj bankructwa.

Rozm. Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska