Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 33 z dnia 18.08.2015

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
W niedzielę wybory w Trzcińsku
ABJ znów ma innego właściciela
Cysterska Cedynia
Program Dni Integracji
Oblężenie Chwarszczan
Rycerskie Banie
Odra odsłania swoje tajemnice
Na warsztatach w Szwajcarii
Twardziel z Czachowa
Pomysł na ścieżkę
Sport

Twardziel z Czachowa

Tak często określamy i żartobliwie przedstawiamy Andrzeja Zielińskiego – przedsiębiorcę z branży ogrodniczej z Czachowa koło Cedyni, który rzeczywiście zasługuje na miano twardziela, bo oprócz sukcesów biznesowych, dzięki uporowi, wytrwałości i cierpliwości, potrafił osiągnąć sportowe cele, o których inni mogą tylko pomarzyć.


Za chwilę te dachówki zamienią się w drobny gruz
Gdy parę lat temu zgłosił się do naszej grupy biegowej okrąglutki, czterdziestoparoletni mężczyzna, który po przebiegnięciu kilkuset metrów z trudem łapał powietrze, któż by przypuszczał, iż za niespełna trzy lata przebiegnie on maraton. Okazuje się, iż jest jak do tej pory pierwszym maratończykiem z gminy Cedynia. Andrzej nieco wcześniej złapał sportowego bakcyla, uczęszczając na zajęcia karate do trenera Piotra Kosa w Moryniu. Trener jako czynny biegacz często w ramach poprawy wytrzymałości uczestniczył wraz ze swoją grupą w lokalnych imprezach biegowych i stąd też kontakt Andrzeja z biegaczami. Obecnie stara się godzić obydwie te dyscypliny. W karate, pomimo skończonej niedawno pięćdziesiątki, systematycznie zdobywa kolejne stopnie wtajemniczenia. Doszedł już do 3 kyu (pas zielony z brązową belką) i niebawem przymierza się do pasa brązowego.

Kwiaty z Holandii, torf z Litwy
Spotykając się na imprezach sportowych, nie rozmawia się zazwyczaj o sprawach zawodowych i o specjalizacji Andrzeja wiedzieliśmy niewiele. Ot, ma jakieś folie i handluje kwiatami. Gdy jednak zaprosił nas do siebie, otworzyliśmy oczy ze zdziwienia. W Czachowie jest prawdziwa oaza ogrodnicza – duże przedsiębiorstwo z prawdziwego zdarzenia. Gospodarz oprowadza nas po około 1,5-hektarowym ogrodzie, mieniącym się od różnobarwnych okazów sadzonek, krzewów, kwiatów, drzew. Trudno je ogarnąć wzrokiem i… nasuwa się pytanie, jak to zielone dobro utrzymać przy życiu, gdy teraz temperatury codziennie przekraczają 30 stopni. Gospodarz mówi, że codziennie od godz. 18 do 22 zajmuje się podlewaniem. Jest oczywiście cały system nawadniający, kilka kilometrów rur, studnia głębinowa i oczko wodne, w którym przed podlewaniem wodę uzdatnia się. Oprócz tego trzeba wykonać wiele innych czynności, wymagających fachowej wiedzy i doświadczenia, bo każda roślina ma inne wymagania. Aż trudno uwierzyć, jak można to wszystko opanować.
Drzewko tulipanowiec w ogrodzie w Czachowie. Liście mają kształt tulipana.
Gdy pytam Andrzeja, ile ma gatunków sadzonek, odpowiada bez zastanowienia, że wszystkie. – Jak to? – śmieję się. – Wszystkie, na jakie mam zapotrzebowanie klientów – odpowiada. To bardzo ciekawa rozmowa, bo dowiaduję się, jak działa giełda ogrodnicza w Holandii, którą odwiedza raz w tygodniu i dlaczego tam zaopatruje się w towar. Są tam produkty z całego świata, a nie tylko wyprodukowane w Holandii. Można dostać, co się tylko zapragnie. Żeby wiedzieć, jak się tam poruszać, jak pohandlować, potrzeba dużego obycia i doświadczenia w branży, dlatego mój rozmówca stwierdził, że mimo uciążliwości (długa jazda i powrót) od lat jest tam osobiście. Torf do rozsad przywozi aż z Litwy. Twierdzi, że to się opłaca, bo jest zdecydowanie najlepszy, niewymagający dodatkowych komponentów. – Nieraz padam ze zmęczenia – dodaje. – Zresztą gdy zaczyna się sezon, to pracy jest nie do przerobienia. W tym roku od lutego nie miałem ani jednego wolnego dnia – stwierdza. Pytam więc, jak kradnie czas na sport. – To jest przerywnik w pracy, aby nie zgłupieć. Można się odstresować, wyluzować, oderwać od codzienności, a ponadto trzymam się jakoś w ryzach, bo przy moim apetycie zamiast salek treningowych zaliczałbym zapewne już salki szpitalne – oświadcza.

Zaczynali od zera
Mój rozmówca opowiada, jak wraz z żoną Bożeną rozpoczynali ogrodniczy biznes. Początki sięgają 1996 roku, gdy w przygranicznym Osinowie Dolnym zaczęli od handlu na stoisku kwiatowym. Po ojcu przejął typowe poniemieckie gospodarstwo ze starym domem, zabudowaniami dla inwentarza i zwyczajową kupką obornika na środku, a do tego spory ogród z drzewami owocowymi. Powoli, gdy handel szedł pomyślnie, zaczęli przekształcać posiadłość w gospodarstwo ogrodnicze. Obecnie jest to zielona oaza, gdzie można zobaczyć nie tylko rodzime drzewka, lecz także egzotyczne okazy, przystosowane do naszego klimatu.
Zielińscy są profesjonalistami w swojej branży. Wielokrotnie zdobywali nagrody (w tym także pierwsze miejsca) za najatrakcyjniejsze stoisko na kiermaszu ogrodniczym na Wałach Chrobrego w Szczecinie. Nagradzani byli także na innych agrotargach, czego dowodem są okazałe puchary i medale.
Na zakończenie pytam swojego rozmówcę, czy lubi swój zawód. Odpowiada, że bardzo dobrze czuje się w otoczeniu zieleni, natury, kwiatów, ale te powtarzalne, codzienne czynności niekoniecznie muszą być przyjemne. Żona Bożena dodaje: – Syn skończył szkołę ogrodniczą, ale nie chce z nami tu pracować i woli pracę w transporcie.
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska