Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 16 z dnia 19.04.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Pikieta trafiła do sądu
„Tutaj nie ma już nienawiści”
Pamięć poległym
Przebudują oczyszczalnię
Handel duży i mały
Spór o borowiny znów ożył
Im dalej w las, tym więcej… śmieci
Tabu
Sport

25 lat temu w gazecie
Tabu

Tematem tabu, nieświeżym jajem, którego oficjalnie nikt nie chce dotknąć, a wielu udaje wręcz, że go pod swym bokiem nie widzi - jest nauczanie religii w szkołach. Jak dotąd odważyli się o tym napisać jedynie uczniowie (patrz „Gazeta Chojeńska” nr 14 z 1990 roku). Dorośli natomiast wydają się być spętani konformizmem o nasileniu niespotykanym od czasów władania PZPR-owskiej mafii.
Od początku byłem przeciwny wprowadzeniu religii do szkół, biorąc pod uwagę przede wszystkim realia. Swoje zdanie wyrażałem jeszcze w czerwcu, także w rozmowach z księżmi. Nie jest moim zamiarem rozstrzyganie w tym miejscu sporu o świeckość szkoły i czy w związku z tym religia może być w ogóle przedmiotem nauczania w szkołach państwowych. Mój sprzeciw wypływał z poglądu, iż Kościół obecnie nie jest do tego zadania przygotowany ani metodycznie, ani kadrowo, Nieraz już pisaliśmy na tych łamach, czego potrzeba polskiej szkole: powiewu świeżości, otwartego i elastycznego myślenia, podmiotowego traktowania uczniów i rodziców. Zamiast tego do szkoły weszli katecheci, mający do zaoferowania - oprócz dobrych chęci - bardzo tradycyjny i autorytarny model nauczania. Tym samym wszystko to, co przy ocenie oświaty od lat już wzbudzało największą krytykę, zyskało niespodziewanego i silnego sojusznika w postaci... Kościoła.
Jest oczywiste (choć jeszcze chyba nie dla wszystkich), że zbożny cel wcale nie uświęca środków i metod. Katechezę można prowadzić znakomicie, ale można też popełniać szereg błędów pedagogicznych. Nikogo nie chroni tu żaden immunitet wyłącznie dlatego, że uczy o Bogu, a nie o równaniach czy o logicznym rozbiorze zdań. Mając to wszystko na uwadze, byłem przeciwny wejściu religii do szkół właśnie z troski o religię! Uważałem i uważam nadal, że w polskiej rzeczywistości oświatowej religia i Kościół mogą wyłącznie stracić! Myślę tu o głębszej sferze, jaką jest motywacja uczniów, nastawienie, skojarzenia itp. Chyba że komuś zależy na fasadzie i statystyce, ale to chyba niemożliwe.
Czy nasi biskupi, tak zdecydowanie optujący przed rokiem za jak najszybszym powrotem religii do szkół, nie zdawali sobie sprawy, do jakiej szkoły ma wejść religia? Czy nie wiedzieli, że jest to szkoła unieszczęśliwiająca wiele dzieci? Nadzieje, że to właśnie powrót religii uzdrowi szkołę, były tylko pobożnym życzeniem. Dzieje się zupełnie odwrotnie, co było zresztą łatwe do przewidzenia: religia zamiast zmienić szkołę, błyskawicznie przystosowała się do niej. I nic dziwnego, gdyż aby uzdrawiać, trzeba mieć lekarstwo. Tymczasem okazało się, że nauczanie katechezy samo jest zainfekowane wirusem anachronicznej pedagogiki.
W refleksjach powyższych nie chodziło mi o konkretnych katechetów z naszego terenu, do których nic nie mam personalnie. Oni też są ofiarami trybu i momentu powrotu religii do szkół.
Robert Ryss
„Gazeta Chojeńska” z 7 kwietnia 1991 r.


Bogu co boskie,
cesarzowi co cesarskie.
A co ludziom?
Stanisław Jerzy Lec

Tę myśl nieuczesaną Leca zamieściliśmy pod tym tekstem także 25 lat temu

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska