Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 41 z dnia 13.10.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jezioro Jeleńskie wysycha?
Skandal z drogami trwa
Burmistrz Piłat bez wyroku
Pieniądze dla wsi
Igłą w Pierogi
Włóczykij w Warszawie
Bociany starosty
I chcieliby, i boją się
Nie chcą fermy norek
Praca i przygoda
Sport

Praca i przygoda

Uczniowie technikum hotelarskiego w programie nauczania mają obowiązkową dwumiesięczną praktykę zawodową, realizowaną w dwóch etapach: jeden miesiąc po skończeniu II klasy i jeden po III klasie. Dzięki programowi "Leonardo da Vinci" (zarządzanemu przez Agencję Narodową, działającą w Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji) niektórym udało się odbyć taką praktykę za granicą. Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Chojnie od paru lat realizował ten duży, unijny program edukacyjny, nastawiony na wymianę młodzieży i cieszące się wielkim powodzeniem zagraniczne praktyki uczniowskie. Realizatorem programu był nauczyciel języka angielskiego Janusz Salamończyk. Oto wrażenia, jakie przekazały dwie uczestniczki tegorocznych praktyk - uczennice IV kl. Technikum Hotelarskiego w Chojnie: Katarzyna Sabat z Grzybna i Małgorzata Stec z Krajnika Dolnego.

Katarzyna Sabat
"Gazeta Chojeńska": - Ile osób w tym roku skorzystało z zagranicznej praktyki?
Kasia: - Ja byłam w ośmioosobowej grupie w Anglii od 26 lipca do 24 sierpnia w niewielkim, 23-pokojowym hotelu w Sherborne (to miasteczko partnerskie unijnego stowarzyszenia Douzelage, do którego należy Chojna - przyp. red.). Opiekunem był pan Salamończyk.
Małgosia: - Praktyka niemiecka nieco różniła się od angielskiej, bo w sumie pojechało 16 osób do trzech miejscowości. My byliśmy w trzy osoby w Berlinie w dużym, siedmiokondygnacyjnym hostelu Generator.
- Jakie macie wrażenia z zagranicznego pobytu? Język był dużą barierą?
Kasia: - Na początku było ciężko, bo Anglicy mówili bardzo szybko, ale już po tygodniu mieliśmy dużo łatwiej, bo sporo słówek i zwrotów się powtarza i to zostaje w głowie. Oni też starali się mówić wolniej i dokładniej, żebyśmy wszystko zrozumieli. Zarówno obsługa, jak i goście hotelowi byli bardzo mili i nigdy nie dali odczuć, że może coś niedokładnie zrobiliśmy. Wrażenia mam jak najbardziej pozytywne. Cieszę się, że mogłam tam wyjechać, bo dużo zobaczyłam, sporo dowiedziałam się o Anglii, zwiedziłam wiele fajnych miejsc. Nawet pojechaliśmy do Londynu na całodniową wycieczkę, korzystając z weekendowej zniżki na pociąg. W Sherborne mieliśmy dobrze zorganizowany czas wolny. Byliśmy na dwóch koncertach w szkole muzycznej, w kręgielni, zwiedzaliśmy uniwersytet, mieliśmy dodatkowe lekcje języka z zaprzyjaźnionym Anglikiem, który pomaga tam Polakom.
Małgosia: - Ja też jestem bardzo zadowolona. Nasz hotel był specyficzny, bo przewijało się tam dużo gości, właściwie młodzieży z całego świata. Nawet byli z Nowej Zelandii. Podobnie z obsługą. Dużo było Turków, Wietnamczyków i Rosjan, ale pracował też Kanadyjczyk i Polak. Zawsze coś się działo, było gwarno i wesoło, a zarazem sympatycznie. To był jak na ich warunki tani (od 18 do 50 euro za dobę) hostel, nastawiony na młodzież: kafejki internetowe, bilard, wypożyczalnia rowerów. Czułam się tam bardzo dobrze. Z językiem raczej nie miałam problemów - może też z tej racji, że mam z nim do czynienia na co dzień w Krajniku. Nawet niektórzy się dziwili, że tak dobrze sobie radzę. Podobnie jak Kasia, dużo zwiedzaliśmy. Hotel był niedaleko Alexanderplatz, więc właściwie w centrum Berlina, a tam jest tyle ciekawych miejsc. Zwiedzaliśmy muzea, byliśmy na wieży widokowej.
Małgorzata Stec
- A jak praktyka przebiegała od strony zawodowej? Czy wasze przygotowanie w szkole na coś się przydało? Menu odbiegało od naszego?
Kasia: - Pierwszą praktykę miałam w Polsce, w hotelu Piast w Cedyni i nie zauważyłam zbytnich różnic w organizacji pracy, jakości urządzeń kuchennych itp. Właściwie to są porównywalne sprawy. Na praktyce przechodzi się przez wszystkie działy: od recepcji, przygotowania pokoi do gastronomii (kuchnia i restauracja). To wszystko przerabialiśmy w szkole i sądzę, że dobrze nas przygotowano. Nasz hotelik nastawiony był na przyjęcia. Dużo było wesel. Raz urządzono tam koncert jazzowy i obsługiwaliśmy gości. Menu różni się tym, że mają swoje, regionalne i tradycyjne potrawy, a ogólnie kuchnia jest smaczna, chociaż nie znają naszego bigosu.
Małgosia: - Tego nie powiem o kuchni niemieckiej, bo wybitnie mi nie odpowiada. Jakieś to wszystko bez smaku, niedoprawione, tłuste i nieapetycznie wygląda. Co prawda byłam w hotelu, gdzie wydawało się wcześniej przygotowane potrawy jak w dużych stołówkach, ale mimo wszystko Niemcy mają dziwne upodobania. Co mi się tam bardzo spodobało, to dokładne sortowanie śmieci. To by się przydało w Polsce. Tam dosłownie wszystko jest posortowane i nawet gdy ktoś przez nieuwagę wrzuci gdzie nie trzeba, to należy wyjąć i wrzucić do właściwego pojemnika. Sprzęt mają wysokiej jakości, np. do sprzątania. Wszystko jest praktyczne i funkcjonalne. Jest duża różnica w porównaniu z Polską. Urządzenia hotelowe są też w pełni dostosowane dla osób niepełnosprawnych.
- Jak kwalifikowano was na praktykę?
Małgosia: - Trzeba było odbyć rozmowę z nauczycielami języka niemieckiego i angielskiego, która była odpowiednio punktowana, a później mieliśmy osiem spotkań przygotowawczych. Przyjeżdżały panie ze Szczecina, szkoląc nas ze specjalnym słownictwem pod kątem pracy w hotelu. To nam dużo dało. Bardzo jestem zadowolona. Warto było uczyć się języka, a po tej praktyce nabrałyśmy już pewności, że możemy sobie radzić i że praca za granicą to nic nadzwyczajnego. Trzeba tylko uwierzyć w siebie. Bardzo bym zachęcała wszystkich, żeby się starali, uczyli języka, bo naprawdę warto.
- Dopłacaliście coś do waszego wyjazdu?
- Ależ skąd! Chociaż tam, podobnie jak u nas, praktykantom nie zawsze się płaci, to my dostaliśmy zapłatę.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska