Procesja czy wiec?
Boże Ciało jest w polskiej tradycji szczególnie ważnym, niezwykle uroczyście obchodzonym świętem. Ze względu na wieloletnią tradycję i ciepłą porę roku w nabożeństwach bierze udział duża rzesza wiernych, a w ulicznych procesjach uczestniczą nawet ci, którzy niezmiernie rzadko odwiedzają kościoły. Tak też było i w tym roku. W Chojnie od wielu lat jest taki zwyczaj, że dwie sąsiadujące parafie wspólnie przygotowują ołtarze i razem idą w procesji. Od kilkunastu lat mamy też gości - katolików z pobliskiego Schwedt ze swoim proboszczem. Zazwyczaj po takiej uroczystości przychodziłem wyciszony, bardziej uduchowiony i radosny, że jednak tyle osób zachowuje więzi z Kościołem.
W tym roku jednak było zupełnie inaczej. Wróciłem rozdygotany, wzburzony i niespokojny. - Cóż się takiego stało, szanowny panie katoliku? - zapyta ktoś. Ano stało się. Ksiądz prałat wykrzyczał agresywny, ultrapolityczny tekst, zupełnie nieprzystający do radosnego święta, które w założeniu promieniować ma miłością, wdzięcznością do Stwórcy (rozmnożenie pokarmu). Ks. proboszcz gromił "wrogów" Kościoła za ataki na "prawdomówne" media: Radio Maryja i Telewizję Trwam, odniósł się do katastrofy w Smoleńsku, insynuując ukrywanie prawdy i wreszcie w finalnym uniesieniu ocenił kandydatów na prezydenta, wdeptując jednego z nich (wiadomo kogo) w ziemię jako moralnie niegodnego do sprawowania tego urzędu. "No, no... - pomyślałem sobie - chyba nasz wielebny przebił swego toruńskiego mistrza".
Idąc w procesji, nie mogłem uwolnić się od myśli i emocji związanych z tym niezamierzonym wiecem wyborczym. Potem, gdy parokrotnie śpiewano: "Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie", uspokoiłem się trochę, dośpiewując po cichu "I... od takich kapłanów".
Tadeusz Wójcik