Głos na Polskę normalniejszą
Po odrodzeniu się w 1989 r. demokratycznej Polski mieliśmy już wiele różnych wyborów: prezydenckich, parlamentarnych, samorządowych. Znaczna część Polaków rzadko głosowała w nich bez żadnych dylematów, bo nie znajdowała na listach swych idealnych kandydatów. Nie inaczej było teraz. Należę do sporej grupy Polaków, którzy w niedzielę wybierali mniejsze zło. Głosowałem na Bronisława Komorowskiego, będąc z góry przekonanym, że w przypadku jego wygranej nieraz będę w ostrym ideowym konflikcie z nim i jego partią. Choćby z tego powodu, że w wielu istotnych kwestiach jest niewiele mniej anachroniczny od swego rywala, którego pokonał 4 lipca. Mimo to głosowałem na Komorowskiego, a tak naprawdę głosowałem na trochę normalniejszą Polskę. Nie idealną i nie zupełnie normalną, ale przynajmniej trochę normalniejszą. Po doświadczeniach ostatnich pięciu lat to wcale nie tak mało.
Robert Ryss