Hojna Chojna
Samorządy po zakończeniu roku budżetowego mają obowiązek przedstawić sprawozdania o wysokości średnich wynagrodzeń nauczycieli za ubiegły rok w rozbiciu na stażystów, nauczycieli kontraktowych, mianowanych i dyplomowanych. Jest to swoiste kuriozum, bo ustawowo - zgodnie z Kartą Nauczyciela - każdy nauczyciel w swojej grupie zaszeregowania musi osiągnąć przynajmniej średnią krajową. Dla przykładu średnie wynagrodzenie brutto od września do grudnia wynosiło: nauczyciel stażysta 2618 zł, nauczyciel kontraktowy 2906, mianowany 3770 i dyplomowany 4817 zł. Gdy nauczyciel nie osiągnie takich zarobków, to organ prowadzący (gmina, powiat) musi wyrównać brakującą kwotę. Tak więc otrzymuje jak gdyby za darmo premię. Samorządy starają się tak regulować płace, aby nie dokonywać takich bezsensownych wyrównań, bo przecież można za te pieniądze zorganizować dodatkowe zajęcia w szkole (kółka zainteresowań, SKS-y) czy też zwiększyć dodatki motywacyjne dla wybijających się nauczycieli. Jednak - jak się okazuje - nie wszystkim ta sztuka się udaje. W Cedyni nauczyciele dyplomowani mieli niedopłatę około 49 tys. zł, ale to kwota niezbyt znacząca w porównaniu z Chojną. Tu kolejny raz pojawił się duży problem z wyrównaniami. Dopłaty wyniosły około 700 tys. zł i sprawa stanęła na lutowej sesji Rady Miejskiej. Pojawiły się zgodne głosy przedstawicieli opcji rządzącej (Janusz Babiarz) i opozycji (Rafał Skrzypek), aby w przyszłości nie dochodziło do sytuacji, że nauczycielom „za darmo” płaci się wyrównania. Problem ten był również poruszany przez komisję rewizyjną. J. Babiarz proponował, żeby dyrektorzy poprzez dodatki motywacyjne czy też organizując dodatkowe zajęcia, z korzyścią dla dzieci angażowali niedociążonych nauczycieli. Radny Skrzypek kierował te uwagi głównie do burmistrza, który zarządza finansami i ma wpływ na zatrudnianie nauczycieli.
Burmistrz Adam Fedorowicz w odpowiedzi na te sugestie stwierdził, że nie ma takiego zwyczaju, żeby zmuszać dyrektorów do czegokolwiek i wskazywać, że mają zmniejszać zatrudnienie. Dowodził, iż panaceum na uniknięcie wyrównań jest zredukowanie o 10-20 proc. stanu zatrudnienia, bo wtedy pozostali nauczyciele więcej by zarabiali. Powiedział, że nie dopuści do takiej sytuacji. Dodał, iż po ubiegłorocznych „rewolucjach” jest bardzo dobrze w środowisku oświatowym, a władze gminy starają się o poprawę bazy oświatowej i warunków we wszystkich szkołach.
(tw)
Lepiej planować
Nie mogę zgodzić się z burmistrzem, że jedyną drogą do osiągnięcia żądanej średniej płacy jest redukcja zatrudnienia. Wystarczy trochę wysiłku w planowaniu i nic więcej. Inne gminy sobie z tym radzą i nikogo nie zwalniają. Przecież wszystko można wyliczyć i w ciągu roku szybko skorygować. Mówił o tym na sesji w Widuchowej wójt Michał Lidwin. Tam w ciągu roku szkolnego księgowość przedstawia raporty w sprawie realizacji płac i daje sygnał dyrektorom, jak mają wykorzystać pieniądze. I wszystko zależy tu od zarządzającego finansami, a nie - jak powiedział burmistrz - od dyrektorów. Dyrektor przecież nie jest w stanie kontrolować płac. Mają z kolei rację ci, którzy naciskają, żeby nie płacić „za frajer”. Przecież to jest nawet niemoralne, bo jak się czują ci nauczyciele, którzy pracują więcej, a dostają tyle samo co inni po wyrównaniu? Oczywiście nie należy piętnować tych drugich, bo to nie ich wina.
Tadeusz Wójcik