Miasto widmo
Od kilku lat dzielę się z czytelnikami wrażeniami z wakacyjnych rajdów rowerowych. Z grupą miłośników rowerowej turystyki przemierzyliśmy parę tysięcy kilometrów, zaglądając w najciekawsze zakątki kraju. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić Pojezierze Drawskie.
Pozostałości po umocnieniach Wału Pomorskiego
|
To pewna nowość, bo dotychczas kręciliśmy po obrzeżach Polski, zapuszczając się także poza jej granice. Okolice Drawska kojarzą nam się ze słynnymi wielkimi poligonami wojskowymi, mnóstwem jezior, a także z rzeką Drawą, na której organizuje się spływy kajakowe. Bazę wypadową mieliśmy w Czaplinku, bo stamtąd praktycznie w ciągu jednodniowej wyprawy można dotrzeć do najciekawszych miejsc. Jako chojnianina, z racji opuszczonego w moim mieście przez Rosjan lotniska, szczególnie interesowało mnie Borne Sulinowo – miasto widmo, którego do lat 90. nie było na mapie, a w jego miejsce widniał zielony kolor, oznaczający las. Ciekaw byłem, jak wygląda była baza Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej, jak zasiedlono budynki, co pozostało z tamtych lat. Przed wojną było to niemieckie militarne miasteczko, specjalnie wybudowane w celach obronnych. W otaczających je kompleksach leśnych znajdowały się ćwiczebne poligony. W okolicy znajdowały się liczne (zresztą zachowane do dzisiaj) umocnienia słynnego Wału Pomorskiego. Oficjalnego otwarcia nowo wybudowanego Gross Born dokonał w 1938 roku Adolf Hitler. Gotową bazę przejęli Rosjanie w 1945 roku i byli tu do października 1992 r. Podawane są różne dane o liczebności wojsk. Miejscowi twierdzą, że mieszkało tu około 40 tys. Rosjan. To by się mniej więcej zgadzało, bo w 1992 r. bazę opuściło około 15 tys. żołnierzy, a z niektórych źródeł można się dowiedzieć, iż w szczytowym okresie stacjonowało tutaj około 25 tys. żołnierzy, a więc gdy się doliczy rodziny i obsługę cywilną, to taka liczebność jest możliwa. W każdym razie w Bornem Sulinowie znajdowało się największe zgrupowanie wojsk radzieckich w naszym kraju. Nie było tam lotniska, lecz potężna baza czołgów, artylerii, wojsk rakietowych, saperów i innych formacji. Oprócz miasteczka mieli do dyspozycji potężny poligon o obszarze 18 tys. hektarów. Blisko Bornego były magazyny broni nuklearnej i słynne wyrzutnie rakietowe SS-20.
Samo przejmowanie i zasiedlanie Bornego Sulinowa to niesamowicie ciekawa historia, wręcz precedens w skali europejskiej. W ciągu jednego roku powstało miasto z jego wszystkimi funkcjami. Już bowiem niecały rok po wyjściu Rosjan Borne otrzymało prawa miejskie. Obecnie liczy około 4,5 tys. mieszkańców. Chojnianin odnajdzie tu wszystko, co można spotkać u siebie w dzielnicy Lotnisko, a więc masę pozostałości po niemieckiej zabudowie, rosyjskiej „twórczości” (choćby słynne bloki mieszkalne „leningrady”) i już teraźniejsze budowle. My mieliśmy (i jeszcze mamy) hangary i pasy startowe, a oni hektary garaży, warsztatów naprawczych itp. urządzeń. Nie wszystko dało się zagospodarować, sensownie wykorzystać i dużo militarnych obiektów trzeba było wyburzyć. W Bornem Sulinowie jest sporo ukrytej brzydoty na obrzeżach miasta, ale samo centrum wygląda pięknie. Przez miasteczko centralnie przebiega szeroka ulica z nowymi chodnikami i obustronną, czerwonego koloru ścieżką rowerową. Parkingi, rozjazdy, kolorowe elewacje domów tworzą klimat przyjaznego, wesołego miasteczka.
Nasze panie dobrały się do skrzynki z granatami
|
Na szczęście zachowano trochę atrakcji z minionego okresu. Moim zdaniem zbyt mało, bo turyści teraz szukają tych klimatów. My nie mogliśmy się nacieszyć widokiem dawnej bazy samochodowej, przypominającej nasz POM czy SKR. Są tam zachowane w doskonałym stanie technicznym „ruskie maszyny” - na chodzie, z aktualną rejestracją , a obok walają się przeróżna przedmioty, łącznie ze skrzynkami na amunicję. W środku miasta stoi czołg, ale chyba największą atrakcją jest restauracja „Sasza Kaffe”, w której można poczuć ducha tamtej epoki. Co prawda lokal jest zbyt wytworny w porównaniu z dawnymi kantynami żołnierskimi czy nawet oficerskimi, lecz to wymóg współczesności, aby właściciele – Rosjanie Wiera i Aleksander mogli wyjść na swoje. Kuchnia oczywiście wschodnia z typowymi daniami rosyjskimi i ukraińskimi (barszcz ukraiński, kwas chlebowy, solanka, pierożki pielmieni, żarkoje itp.). Są też oryginalne piwa rosyjskie, mołdawskie wina, a z głośników sączy się muzyka wyłącznie zza wschodniej ściany. Czekając na przygotowanie dań, można obejrzeć galerię chwały z fotosami wyprężonych na defiladach sołdatów i salutującej generalicji albo pstryknąć sobie fotkę z Leninem lub przystojniejszym od niego Feliksem Dzierżyńskim. Obok jest też sklepik z rosyjskimi smakołykami i osobliwościami. Chojnianie jeszcze nie zapomnieli smaku „ruskich” czekoladowych cukierków z lotniska czy suszonej rybki. To wszystko tam jest. Nie pytaliśmy tylko o „miga”, czyli lotniczy spirytus, ale przecież oni nie mieli lotniska. (cdn.)
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik
O Bornem Sulinowie pisaliśmy już trochę w 2005 roku w nr. 40 w tekście pt. „Po śladach starej i nowej ojczyzny”:
http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=05-40&temat=5