Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 07 z dnia 16.02.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Włóczykij coraz bliżej
Powiat mocny, gminy słabsze
Kto inwestuje, ten odzyskuje
Robić błędy czy je naprawiać?
Co zamiast testów?
Kto będzie sołtysem roku?
Zostań jednoprocentowym darczyńcą!
Sport

Co zamiast testów?

W tym roku po raz ostatni szóstoklasiści będą pisali końcowy sprawdzian. Tak zapowiedziała nowa minister edukacji Anna Zalewska. Jeżeli do likwidacji pójdą gimnazja, to rezygnacja ze sprawdzianu będzie naturalnym procesem i nie ma co nad tą decyzją ubolewać. Mnie chodzi raczej o co innego. Niepowetowanym błędem byłaby rezygnacja z ogólnopolskiego systemu oceny efektywności nauczania. A zanosi się na to, iż tak się stanie. Mgliście mówi się, że sprawdzian ma być zastąpiony jakąś dużą klasówką w I klasie gimnazjum. Nie będę rozwijał tego tematu, bo to na razie luźne dywagacje. Wróćmy do sprawdzianu. Został wprowadzony w 2002 roku i według mnie diametralnie przyczynił się do podniesienia poziomu nauczania w podstawówkach. Niektórzy wybrzydzali, że jest bardzo stresujący, że szkoły zamiast nauczać, wdały się w testomanię, że z uczniów próbowało się robić automaty, a nie istoty myślące itp. Można byłoby z tymi zarzutami się zgodzić przy założeniu, że mamy sto procent idealnych, twórczych i pracowitych nauczycieli, którzy wiedzą doskonale, jak uczyć i radzić sobie z różnymi problemami. Ale ilu jest takich pedagogów? Opierając się na moim doświadczeniu byłego doradcy metodycznego, śmiem twierdzić, że na pewno nie więcej niż 20-30 proc. Sądzę, iż opinia dyrektorów szkół niewiele odbiega od mojej.

Co dały testy?
Przede wszystkim dały powszechne, porównywalne narzędzie badania poziomu nauczania w szkołach. Wcześniej wyrywkowe, sporadyczne badania wyników były praktycznie bez znaczenia. Nie mieliśmy zupełnie pojęcia, która szkoła uczy przyzwoicie, a w której poziom jest denny. Oceny na świadectwach też niejednokrotnie nic nie mówiły. Nieraz przychodzący do szkoły średniej uczeń piątkowy w ogóle sobie nie radził w pierwszej klasie, a teoretycznie powinien być prymusem. To były częste przypadki, bo nauczyciele naciągali oceny, żeby delikwent mógł dostać się do lepszej szkoły. Nie było oceny w miarę zobiektyzowanej, jaką daje wszechstronny test. Drugim, chyba największym dobrodziejstwem powszechnego sprawdzianu, była kontrola pracy ucznia, nauczyciela i dyrektora szkoły. Analiza poszczególnych elementów egzaminu mówiła prawie wszystko. To doskonałe narzędzie wyłapujące słabe strony. Po kilku latach wypracowano skuteczne metody zaradcze. Temu chyba nikt nie zaprzeczy. Wiele placówek wspólnym wysiłkiem mocno podreperowało swoją reputację. Ogólnie podniósł się i wyrównał poziom w podstawówkach. Jako gazeta wielokrotnie z satysfakcją odnotowywaliśmy dobre i bardzo dobre wyniki wielu wiejskich szkół, które pierwotnie mocno odbiegały od placówek miejskich. A teraz jaka będzie motywacja do lepszej pracy? Jak zmobilizujemy tego nauczyciela „pracowitego inaczej”, żeby się podciągnął, nie mając czarno na białym wyników? Bardzo szybko wróci urawniłowka, bo ci lepsi, nie mając motywacji pokazania się, dostrzeżenia przez kogoś swojej wartości, doszlusują do średniaków. Po co się wysilać?
Akcentując ten wątek dodam, iż kontrola jakości pracy w każdej dziedzinie jest niezbędna. Podchodząc do tematu nawet od strony politycznej (bo likwidacja sprawdzianu ma też taki podtekst), każdy kogoś kontroluje i ocenia: szef partii premiera, premier ministrów, minister swoich podwładnych itd., więc dlaczego nauczyciel ma być wyłączony z oceny?

Niepotrzebny stres?
Jednym z argumentów za likwidacją sprawdzianów jest twierdzenie, że ucznia naraża się na duży, niepotrzebny stres. Ot, mądrość nie do obalenia. Stres towarzyszy człowiekowi od samego urodzenia i – jak ktoś mądrze zauważył – sam moment przyjścia na świat jest dla noworodka niebywałym szokiem, może największym w życiu stresem. Potem całe życie jest nieustannym stresem i trzeba raczej się z nim oswajać, szukać sposobów na jego pokonywanie, a nie unikać. Kto zdawał egzaminy, ten wie, iż każdy następny mniej przeżywamy, mniej się denerwujemy. Kiedyś jedynym egzaminem w szkolnej edukacji była matura – rzeczywiście bardzo stresująca (wielu ludziom śni się po nocach), ale właśnie dlatego, że był to pierwszy istotny egzamin. Teraz wielu uczniów maturę traktuje jako kolejny sprawdzian do zaliczenia, bo jest oswojona z podobnymi sytuacjami.

Co w zamian?
Postawiłem to retoryczne pytanie w tytule, bo wydaje mi się, że zapowiadając rezygnację ze sprawdzianu, powinno się najpierw wypracować inną (może lepszą) metodę weryfikacji wiedzy i podniesienia efektywności nauczania. Ale poszło w myśl zasady: „rozwalmy to, a potem pomyślimy, co zrobić”. Tak zapewne będzie, bo sprawdzian się nie obroni. Zadowoleni będą uczniowie, ogromna większość nauczycieli (nikt nie chce być kontrolowany) i słabsze placówki szkolne, bo nie będą pokazywać palcem, że „u was marnie uczą”. Jestem w stu procentach przekonany, że rezygnacja z tego sposobu sprawdzania wiedzy w niedługim czasie zaowocuje obniżeniem poziomu nauczania. Może jednak się szybko o tym nie dowiemy, bo nie będzie czym tego zmierzyć.
Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska