25 lat temu w gazecie: Zwyczajni ludzie
Dużo ostatnio w prasie i telewizji o Oświęcimiu. Obchodzono 50-lecie wyzwolenia obozu. Wspomnienia, relacje, zdjęcia o rzeczach niemieszczących się w głowie... Oddychamy z ulgą, że to już historia. Ale historia, zwłaszcza ta najnowsza, nigdy nie jest całkowicie oddzielona od teraźniejszości.
Wiem, że zabrzmi to szokująco, ale jest pewna sprawa, w której posunęliśmy się dalej niż hitlerowcy. Oni oszczędzili przynajmniej część żydowskich cmentarzy. Może przez nieuwagę, choć to raczej mało prawdopodobne, bo przecież wykazali się niesamowitą systematycznością w „ostatecznym rozwiązywaniu kwestii żydowskiej”. A może z jakichś bardzo irracjonalnych powodów? Faktem jest, że wiele kirkutów ocalało z piekła wojny. Lata pokoju były dla tych religijnych i historycznych miejsc dużo mniej litościwe.
Podobnie stało się w Chojnie, gdzie przez wiele powojennych lat przy al. Wojska Polskiego (naprzeciw stadionu) zachowały się nagrobki na żydowskim cmentarzu. Zajmował powierzchnię 0,3 hektara. Co się z nim stało? l dlaczego? Starsi mieszkańcy, przedstawiciele ówczesnych władz, urzędnicy na pewno podaliby dużo konkretnych powodów. Bo przecież jakieś powody zawsze się znajdą...
W każdym człowieku, w każdym z nas kryje się wszystko. WSZYSTKO. Tyle że tkwi w sennych mrokach duszy. Hitlerowscy oprawcy, SS-mani, Eichmann, wiwatujące na cześć władców III Rzeszy milionowe tłumy - to nie były jakieś monstra. To byli zwykli ludzie tacy jak ja, jak ty, jak my wszyscy. Co spowodowało, że robili to, co robili? Jakie mechanizmy mogłyby spowodować, byśmy zaczęli robić to samo? Potrzeba do tego dużo czy niewiele? Czy musi się stać coś niecodziennego? A może wystarczy splot zwykłych okoliczności i wydarzeń? Może one właśnie się dzieją?
Tylko stawianie sobie takich trudnych pytań stwarza nadzieję, że nie powtórzy się to, co przed półwieczem ludzie zgotowali ludziom.
Robert Ryss
„Gazeta Chojeńska” z 8 lutego 1995