Podróże kształcą i poruszają sumienie
XIV Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży „Włóczykij” rozpoczął się 19 lutego. Jest krótszy niż większość poprzednich edycji, ale i tak obfituje w mnóstwo wydarzeń: to przede wszystkim spotkania z podróżnikami, reporterami, pisarzami, a wszystko uzupełnione m.in. o dokumentalne i fabularne filmy z egzotycznych stron świata, koncerty, wycieczki, degustację potraw.
Monika Drabik i Przemek Lewandowski otwierają Włóczykija
|
Inauguracja tegorocznego Włóczykija była szczególna, bo na samym początku wspominano zmarłą w grudniu Marię Zalewską, która jako dyrektorka Gryfińskiego Domu Kultury towarzyszyła wszystkim edycjom festiwalu. Teraz imprezę otworzyła nowa dyrektorka Monika Drabik, która wiele lat była zastępcą Marioli, jak nazywali M. Zalewską znajomi. Zmarłą przypomniano w krótkim montażu zdjęć, nagrań filmowych i fonicznych. Współotwierający Włóczykija Przemek Lewandowski (główny organizator) był tak wzruszony tym wspomnieniem, że nie mógł przez dłuższą chwilę mówić. Wyznał, jak ciężko mu przyjąć do wiadomości odejście Marioli.
Na otwarciu w pełnej sali widowiskowej GDK byli m.in.: przewodniczący Rady Miejskiej Gryfina Rafał Guga, przewodniczący Rady Powiatu Roman Michalski, wiceburmistrz Paweł Nikitiński.
Anna Alboth i Karol Grygoruk w Gryfinie
|
Na inaugurację festiwalu przygotowano spotkanie z Anną Alboth i Karolem Grygorukiem zatytułowane „Jak etycznie pokazywać świat”. Anna gościła tu już chyba po raz piąty. To mieszkająca w Berlinie Polka, bardzo zaangażowana w pomoc dla uchodźców. Na Włóczykiju dwa lata temu opowiadała, jak spontanicznie zorganizowała i poprowadziła trwający osiem miesięcy marsz do Aleppo. Teraz wraz z fotografem Karolem Grygorukiem opowiadali (bogato ilustrując zdjęciami jego autorstwa), jak pracowali w ciągu ostatniego roku w kilkudziesięciu obozach i osadach na granicach Europy: m.in. na greckiej wyspie Lesbos, na Bałkanach, na granicy Maroka, w Iraku. Jak robić zdjęcia w obozie dla uchodźców? I po co? Co wolno fotografować, a co nie? I nie chodzi nawet o urzędowe zakazy czy sprzeciw osób fotografowanych, ale wewnętrzne etyczne zasady fotografującego. Bo łatwo jest epatować dramatycznymi, a zwłaszcza tragicznymi zdjęciami, zaś dużo trudniej pomóc fotografowanym, poznać ich, przynajmniej imię. Z reguły – jak zauważył Karol – w przypadku takich słynnych zdjęć pamiętamy nazwisko autora, ale nie mamy pojęcia, jak nazywa się osoba na zdjęciu, bo nikogo to nie interesuje, także fotografa. Między innymi z powodu takich etycznych dylematów na gryfińskim pokazie niemal nie było zdjęć dzieci, bo sfotografować je jest łatwo, ale często jest to pogwałcenie ich prawa do prywatności. Szczególnie nieetycznym postępowaniem dziennikarzy jest nagabywanie zgwałconych kobiet o wywiad. Rozmawiają z nimi o tym dziesiątki dziennikarzy, nie biorąc pod uwagę, jaki to dla tych ofiar jest ból i powtórna trauma.
Jedno ze zdjęć autorstwa Karola Grygoruka
|
Mało kto z nas rozmawiał bezpośrednio z uchodźcami z terenów wojennych Bliskiego Wschodu, przez co nie mamy okazji poznać tego dramatu przez pryzmat losu konkretnego człowieka i konkretnej rodziny. To, co widzieli Anna Alboth i Karol Grygoruk w obozach oraz opowieści, których wysłuchali, często nie mieści się w głowie. Na przykład okrucieństwo chorwackiej straży granicznej na granicy z Bośnią, co nieraz całe rodziny skazuje na śmierć zimą w górach bez odpowiednich ubrań (które straż nawet jeszcze im zabiera). Albo zdjęcia stosów rzeczy wyłowionych z morza, wśród których są podrabiane kamizelki ratunkowe, które nie ratują uchodźców, lecz zabijają, bo błyskawicznie nasiąkają wodą i wciągają w głębinę. Ktoś na ludzkiej śmierci zbija majątek.
Degustacja kuchni hiszpańskiej podczas otwarcia Włóczykija
|
Jednak nawet nie mając kontaktu z uchodźcami, możemy dowiedzieć się trochę więcej, choćby oglądając któryś z dostępnych w Polsce reportaży (np. nominowane do Oscara filmy dokumentalne „Ostatni w Aleppo” czy „The Cave: Szpital w ogniu”). Wtedy szybko przekonujemy się, jak absurdalny i nieludzki bywa postulat, że pomagać należy „na miejscu” zamiast pozwalać uchodźcom przybywać do Europy. Bo co znaczy „pomagać na miejscu”, jeśli to miejsce, jak np. bombardowane syryjskie miasto Aleppo, jest powiększającym się ciągle morzem ruin, spod których cały czas wydobywa się ciała ludzi, w tym mnóstwa kobiet i dzieci?
Kamil Pieprzyk - współwłaściciel Ole Bistro & Tapas, jak powiedział - jedynej w Szczecinie restauracji z kuchnią hiszpańską
|
Tekst i fot. Robert Ryss