Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 36 z dnia 8.09.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jedyna w województwie
Zaczęli też ponadgimnazjaliści
To nadzwyczajne, że możemy być tu razem
Powiat na Dniach Województwa
Konarski nadal dąży do pozbawienia Wiedera mandatu
Burmistrz Cedyni nie chce urlopu
Cedyński kirkut
Organizacja na medal, Kaczmarek bez medalu
Mistrzowski trener
Piłka nożna

To nadzwyczajne, że możemy być tu razem


Jak już sygnalizowaliśmy w poprzednim numerze, podczas nabożeństwa ekumenicznego w kościele Mariackim w Chojnie 28 sierpnia, w ramach Dni Integracji Europejskiej, Przyjaźni i Tolerancji, doniosłe słowa wypowiedział pastor Bert Schwarz z parafii św. Jana Chrzciciela w Hanowerze/Wettbergen. Jest on jedną z osób od początku związanych z odbudową chojeńskiego zabytku. Obecnie pełni funkcję wiceprzewodniczącego Rady Fundacji Kościół Mariacki. Dziś przedstawiamy obszerniejsze fragmenty wystąpienia pastora.

Rok 2004 jest pamiętnym rokiem w dziejach Polaków i Niemców. Obchodzona jest 60. rocznica Powstania Warszawskiego. Ta rocznica pokazuje wyraźnie, jaki ciężar przeszłości stoi wciąż jeszcze między nami. Również nadchodzący rok, 60. rok oswobodzenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu będzie nam przypominać, jakie cierpienia jeden naród sprawił drugiemu. Żyją jeszcze ludzie, którzy 1 sierpnia 1944 r. byli uczestnikami tych wydarzeń. Są jeszcze ludzie, którzy byli zniewalani, hańbieni i upokarzani w piekle Oświęcimia i których krewni zostali tam zamordowani.
Te rocznice pokazują wyraźnie, że nie może być jeszcze mowy o normalnym, naturalnym, codziennym współżyciu w Europie obu sąsiadujących ze sobą państw. My, Niemcy, musimy stale sobie uświadamiać to, że przeszłość szybciej przechodzi w niepamięć u sprawców aniżeli u ofiar.
Pomimo wszelkich wysiłków z obydwu stron, stosunki są jeszcze skrępowane. Jak różni jesteśmy wciąż jeszcze w myśleniu i działaniu, okazało się w odmiennej postawie wobec Iraku, ale także w zdecydowanym "nie" Polski dla konstytucji europejskiej. Może ta szczególna trudność we wzajemnym zrozumieniu się leży w tym, że cała bolesna historia narodu wraz z rozbiorami i uciskiem tkwi stale w głowach naszych polskich przyjaciół, podczas gdy dla wielu Niemców historia zaczyna się dopiero w roku 1945.
Spojrzenie na polską historię pokazuje, że w zasadzie nie jest trudno zrozumieć, jak drażliwe są te sprawy dla strony polskiej, wywołane przez Erikę Steinbach i jej Centrum Przeciwko Wypędzeniom, jakie emocje wywołują próby Pruskiego Powiernictwa, by przeforsować przed sądem interesy wywłaszczonych właścicieli ziemskich ze Śląska.
Nie - naszych stosunków z pewnością nie można określić jako nieskrępowane i zbliżamy się do siebie po cienkiej pokrywie lodowej. A jednak: po raz pierwszy w swojej wspólnej tragicznej w skutkach historii Polacy i Niemcy siedzą po tej samej stronie, zarówno w Brukseli, jak i w NATO. To zmienia wzajemny stosunek Polaków i Niemców, to zmienia także Europę i to radykalnie, nawet jeśli jest to powolny proces. Wielu z nas, Niemców, jeszcze nie pojęło, ile w tym procesie normalizacji zawdzięczamy stronie polskiej i jak różne są hipoteki, które każda ze stron za sobą ciągnie.
Moje pokolenie w każdym razie patrzy z konsternacją na wydarzenia z lat 1939-45, podczas których wiele milionów Polaków straciło życie w wyniku niemieckiej winy. Dopiero na tym tle, dopiero na gruncie tej historii staje się jasne, jak nadzwyczajne jest to, że dziś śpiewamy i modlimy się razem w tym kościele, że wolno nam nawet świętować. Odbudowa tego pięknego, starego, gotyckiego kościoła jest tego widocznym symbolem.
Jak dobrze i ważne jest, że ten proces zbliżenia, proces próby powolnego, coraz lepszego rozumienia się i akceptowania drugiego w jego odmienności, dokonuje się tutaj, w tym Domu Bożym, z błogosławieństwem Bożym. Proces ten jest nie tylko sprawą polityków. Jest również sprawą Kościoła i szczególnym zadaniem dla nas chrześcijan. Kto, jeśli nie my, chrześcijanie, wie, jak powinno wyglądać naprawdę pojednanie? Kto, jeśli nie my, chrześcijanie, Polacy i Niemcy, katolicy i protestanci, musi zastanawiać się nad winą i przebaczeniem?
Niemiecki ewangelicki chrześcijanin, teolog i bojownik ruchu oporu Dietrich Bonhoeffer napisał w gestapowskim więzieniu krótko przed zamordowaniem go przez nazistów następujące zdania, które dla mnie nawet po 60 latach nie straciły swego znaczenia i które pomagają nam wyostrzyć spojrzenie na wspólną przeszłość: "Miniona wina, która w życiu Kościoła i wiernych kończy się wraz z pokutą i przebaczeniem, zostaje zachowana w życiu narodów. Chodzi jednak o to, czy miniona wina zabliźniła się rzeczywiście i wówczas w ramach historycznej dysputy mamy coś w rodzaju przebaczenia, będącego jednak tylko wątłym cieniem tego przebaczenia, które daje Jezus Chrystus poprzez wiarę. W Kościele rezygnuje się z pełnej pokuty za dokonane bezprawie, uznaje się, że to, co minęło, nie może być przywrócone przez żadną ludzką potęgę... Warunkiem tego wewnętrznego chrześcijańskiego przebaczenia jest to, aby wina była zabliźniona dzięki temu, że przemoc zastąpiono prawem, samowolę porządkiem, a wojnę pokojem. Tam, gdzie tak nie jest, gdzie niesprawiedliwość nieprzerwanie panuje i zadaje wciąż nowe rany, tam nie może być mowy o takim przebaczeniu, a raczej powinna pojawić się troska o to, jak obronić się przed bezprawiem i udowodnić winnym ich winę".

pastor Bert Schwarz
(tłum. Gerard Lemke)

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska