Warszawa daleko od życia
MAWIA od lipca zaleciło nową interpretację przepisów, utrudniającą przekraczanie granicy dzieciom. Nie mogą one już wyjechać na wpis do dowodu rodzica ani na listę wycieczkową. Muszą mieć swój dowód lub paszport. Doświadczyły tego np. 15 lipca dzieci z Godkowa, mające uczestniczyć w Schwedt w ważnym wydarzeniu z udziałem przedstawicieli rządu Brandenburgii. Zostały zawrócone do domu z granicy w Krajniku Dln., o czym powiadomił nas towarzyszący im ks. proboszcz z Godkowa Ryszard Schreiber.
To kolejny przykład, że Warszawa zupełnie nie ma pojęcia o tym, co dzieje się na pograniczu. Z punktu widzenia ministerialnych urzędników ludzie za granicę jeżdżą może raz do roku albo i rzadziej, a wyjazd dzieci to już zupełnie jakaś ekstrawagancja. Jako uzasadnienie obostrzeń wymienia się chęć zapobieżenia wyjazdu (ucieczki) dziecka z jednym rodzicem wbrew woli drugiego. Takie przypadki pewnie są, ale jaki to procent wszystkich przekraczających granicę maluchów? To tak, jakby profilaktycznie wykonywać karę śmierci na każdym podejrzanym, bo przecież zawsze wśród nich może trafić się morderca.
Coraz powszechniejsza jest opinia, że w ostatnich latach pewne procesy na pograniczu polsko-niemieckim zaczęły żyć już własnym życiem i dobrze byłoby, gdyby Berlin i Warszawa - jeśli w tym nie pomagają, to żeby przynajmniej nie przeszkadzały. Niestety, przeszkadzają.
Robert Ryss